Klasyki Polityki

Nie ma ludzi zawsze szczęśliwych

Od czasu do czasu każdy z nas doświadcza różnych nieprzyjemnych emocji, które zakłócają normalny sposób funkcjonowania. Od czasu do czasu każdy z nas doświadcza różnych nieprzyjemnych emocji, które zakłócają normalny sposób funkcjonowania. StockSnap / Pixabay
Rozmowa z prof. Janem Czesławem Czabałą o chandrach, dołkach, humorach i poważnych depresjach.
Prof. Jan Czesław CzabałaLeszek Zych/Polityka Prof. Jan Czesław Czabała

Rozmowa ukazała się w Poradniku Psychologicznym POLITYKI Ja My Oni w lutym 2010 r. Tom 4. „Jak radzić sobie z emocjami”.

Agnieszka Sowa: – Panie profesorze, ja mam chandrę, mój mąż jest wściekły, syn ma problemy wieku dojrzewania, dzwonię do przyjaciółki, żeby się wyżalić, a ona mówi, że ma depresję, w pracy szef wyładowuje na nas swoje humory. Jak sobie z tym radzić?
Jan Czesław Czabała:
– Od czasu do czasu każdy z nas doświadcza różnych nieprzyjemnych emocji, które zakłócają normalny sposób funkcjonowania. Najczęściej są to reakcje na trudną sytuację życiową, chwilowe załamanie wydarzeniami. Ale to jest normalność, że jesteśmy smutni, wściekli, że się boimy. Radzimy sobie z tym. Jest to dla nas sygnał mówiący o tym, że źle się dzieje w naszym życiu i coś musimy zmienić. Nie ma ludzi zawsze szczęśliwych. I nie ma ludzi, którzy są zawsze zadowoleni. Tylko w stanach maniakalnych jest takie samopoczucie, ale to też nie trwa długo, bo przeradza się w depresję.

Trzy granice

Co powinno być dla nas sygnałem alarmowym? Kiedy nasze chandry i dołki powinny nas zacząć niepokoić?
Trzy rzeczy są wyznacznikiem granicy między normą a patologią czy chorobą. Pierwszy sygnał to sytuacja, gdy przyczyna, która wywołuje określone uczucie, jest nieadekwatna, niedostosowana do siły tego przeżycia. Spotkanie towarzyskie ma być przyjemnością, a tymczasem na samą myśl o tym, że mam tam iść, mam suche gardło, pocą mi się ręce, serce bije zbyt szybko.

Ale w poczekalni u dentysty mam prawo mieć ściśnięte gardło i węzeł w brzuchu?
Tak, ma pani prawo się bać, pod warunkiem, że nie zrezygnuje pani z wizyty. Ma pani też prawo złościć się w korku na ulicy, ale jeżeli musi pani wyprzedzać każdego, kto przed panią jedzie, bo on blokuje drogę, to jest to już mało adekwatne zachowanie.

Drugi sygnał?
Drugim sygnałem jest czas. Śmierć kogoś bliskiego powoduje rozpacz, silne odczucie straty, załamanie, bezsenność, brak łaknienia, brak chęci do życia. I to jest naturalne. Ale jeżeli trwa za długo, to znaczy, że coś się z człowiekiem dzieje źle. Jeżeli ktoś przez lata ubiera się na czarno, nie zmienia pokoju, który należał do zmarłego, albo zamyka się w czterech ścianach i czeka na własną śmierć, bo uważa, że jego życie już nie ma sensu, to jest to na pewno powód do niepokoju. Jeżeli całymi tygodniami analizujemy jakieś nieprzyjemne wydarzenie, które nas spotkało w pracy, wracamy do tego, o czym wszyscy już dawno zapomnieli, a dla nas ciągle jest to treść życia, nie daje nam to spać po nocach, to także jest to niepokojąco przedłużona reakcja.

Ktoś taki – mówię tu o tym ostatnim przykładzie – może się swojemu otoczeniu wydawać po prostu pamiętliwy.
A tymczasem to jest osoba, która ma głębokie przekonanie, że wszyscy są przeciwko niej, że chcą jej wyrządzić krzywdę. Wtedy te uczucia urazy, złości, żalu trwają. Albo może to być osoba, która o sobie myśli źle, że jest do niczego, że jest ofiarą. U człowieka, który ma syndrom ofiary, występuje zawsze przedłużona reakcja. Trzecim sygnałem, że coś jest nie tak, jest nieodczuwanie uczuć. Brak złości wobec ludzi, którzy nas krzywdzą. Albo, co jest częstsze, brak poczucia winy.

Czyli jest źle, gdy odczuwamy za mocno lub za długo, źle jest też, gdy nie czujemy nic?
Tak. Bo zastanówmy się, po co nam uczucia? Złość, lęk, smutek, napięcie powinny być sygnałem, że coś dzieje się źle. I że musimy coś zrobić, żeby zmienić sytuację. Nie jest w stanie się bronić ani zapobiegać ten, kto nie odczuwa nic. Uczucia są po to, żeby nam dawały energię do zwalczania czy unikania zdarzeń, które nas złoszczą czy martwią, albo do powtarzania sytuacji, które nam sprawiają przyjemność.

Między chandrą a depresją

Nie wyobrażam sobie, by człowiek, który reaguje zbyt silnie na stresujące zdarzenia, od razu biegł do psychiatry.
Oczywiście, nie ma potrzeby, żeby to robić. Najważniejsi są ludzie obok nas, którzy pomogą nam uświadomić sobie, że reagujemy w sposób nieadekwatny. Zresztą w ciężkich dla człowieka sytuacjach większość z nas rozmawia o tym problemie z kimś bliskim. I to jest sposób, żeby uwolnić te uczucia. Nazywanie uczuć daje ulgę. A jak spada napięcie, to wraca rozum.

Oczywiście, to nie wystarczy ludziom, którzy są chorzy. Zresztą oni nie pójdą do innych. Wstydzą się, nie mają zaufania, boją się, że inni nie zrozumieją, są przeciwko nim. Wtedy jedyną formą pomocy jest specjalista.

Jak wiele osób cierpi z powodu zaburzeń zdrowia psychicznego?
Z danych WHO wynika, że około 450 mln ludzi na całym świecie doświadcza różnych problemów ze zdrowiem psychicznym. W Polsce w poradniach zdrowia psychicznego mamy zarejestrowanych prawie 1,3 mln osób, które podejmują leczenie w związku z problemami zaburzeń zdrowia psychicznego. Z tego tylko niewielki procent to ludzie, którzy cierpią na poważne choroby psychiczne. Około 15 proc. to chorzy z zaburzeniami afektywnymi, czyli z depresją. 1–2 proc. to chorzy na schizofrenię. 30 proc. to ludzie uzależnieni. A pozostali cierpią na tak zwane zaburzenia nerwicowe; mają obniżony nastrój, co fachowo nazywamy dystymią. Albo też doświadczają zaburzeń lękowych, nieadekwatnych reakcji na normalne sytuacje życiowe.

Jak wielu z nas cierpi z powodu lęków, ustawicznego smutku, poczucia beznadziejności, a nie idzie do psychiatry czy psychologa?
Szacuje się, że co czwarty, a nawet co trzeci pacjent, który zgłasza się do lekarza pierwszego kontaktu, przychodzi tam z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym, a nie somatycznym. Cierpią na bóle głowy, kręgosłupa, mają różnego rodzaju kłopoty ze snem albo z trawieniem. Idą do internisty, bo te dolegliwości mają charakter somatyczny, ale tak naprawdę ich problemy mają związek z napięciem przeżywanym w sposób nieadekwatny. To ludzie, którzy nie radzą sobie z sytuacjami stresowymi. I to przekłada się na funkcjonowanie organizmu, manifestując się dolegliwościami somatycznymi.

W przypadku depresji i chorób psychicznych podstawową przyczyną są zaburzenia funkcjonowania mózgu, najprawdopodobniej genetyczne i dziedziczne. A zatem biologia. Na to oczywiście nakładają się przyczyny środowiskowe. Czy podobnie jest u ludzi zdrowych, którzy jednak mają więcej niż inni problemów z samopoczuciem psychicznym?
To zawsze jest biologia. To, jak my reagujemy, jak się zachowujemy, jest w dużej mierze uwarunkowane temperamentem, a temperament to biologiczna konstytucja. Komuś, kto jest flegmatyczny, reaguje z opóźnieniem na sytuacje, rzadziej będą się zdarzały gwałtowne wybuchy radości czy smutku lub złości. W ciężkich zaburzeniach psychicznych natomiast tej biologii jest więcej. System neurofizjologiczny jest nie do końca sprawny. Przy depresji mówi się o zaburzeniach neuroprzekaźnictwa w ośrodkowym układzie nerwowym. Co nie oznacza, oczywiście, że człowiek o tego typu właściwościach fizjologicznych musi zachorować na depresję.

Czy chory na depresję Polak, gdyby urodził się na wysepce na Pacyfiku, gdzie jest słońce i ciepłe morze, i trzeba tylko nałowić trochę ryb na kolację, byłby zdrowy?
Niekoniecznie. Ale być może ostre nawroty depresji byłyby rzadsze lub inne, bo nie byłyby stymulowane przez środowisko. Teorię Aarona Becka na temat depresji można sprowadzić do tego, że człowiek dlatego ma obniżony nastrój, dlatego cierpi, iż ma pewne przekonania o tym, jak to jest na świecie. W tych przekonaniach dominuje poczucie pesymizmu, polegające na tym, że wszystko, co się zdarzyło w jego życiu, jest bez sensu. I wszystko, co go czeka w przyszłości, też nie będzie dobre. I wreszcie, że on sam za to odpowiada.

Dużo ludzi ma takie nastawienie albo przynajmniej je manifestuje?
Ci, którzy mówią o tym głośno i swobodnie, tak naprawdę nie mają takich przekonań. Oni oczekują od otoczenia zaprzeczenia, chcą usłyszeć, że są wspaniali, mają duże dokonania i jeszcze większe perspektywy. Ludzie z zaburzeniami depresyjnymi nie dzielą się swoimi przekonaniami, bo uważają, że to ich jeszcze bardziej obciąża. W wielu wypadkach większość problemów związanych z nastrojem wiąże się z poglądami na siebie i świat.

Trzy filary zdrowia

Poczucie pesymizmu jest wrodzone?
Nie, to bierze się z wychowania, z rozwoju. Ludzie uczą się pewnych przekonań o sobie i o świecie. Ktoś, kto wyrasta w rodzinie, w środowisku, w którym dominującym sposobem zachowania jest oczekiwanie, że nic dobrego się nie zdarzy, przejmuje ten sposób myślenia. Natomiast w rodzinach czy środowiskach, w których osiągnięcia są najważniejsze, rodzi się przekonanie, że jeśli się stale nie ma sukcesów materialnych, zawodowych, osobistych, awansu społecznego, to jest to nieszczęście. A ponieważ nie można przez cały czas osiągać i wygrywać, natychmiast u takiego człowieka pojawia się myśl, że jest do niczego. W związku z tym reaguje smutkiem, rozpaczą, przerażeniem. Takie skrajne poglądy powodują, że trudno się cieszyć tym, co się osiągnie. Dostałem 100 zł podwyżki i zamiast być zadowolonym, myślę, że kolega dostał więcej, i ja też muszę się postarać o więcej.

Niektóre teorie psychologiczne, chociażby poznawcze, powiadają, że większość naszych reakcji emocjonalnych zależy od przekonań na temat siebie i otaczającego nas świata. Teoria Aarona Antonovsky’ego wyjaśnia, dlaczego jedni ludzie chorują, a inni nie. Uważa on, że po to, aby być psychicznie zdrowym, trzeba mieć trzy przekonania. Po pierwsze, że świat jest zrozumiały. To oznacza, że człowiek wie, dlaczego coś się zdarza, że to nie przypadek, tylko za każdym razem znajduje racjonalne uzasadnienie, a nie sądzi, że to właśnie jego los pokarał. Druga szalenie istotna sprawa – że ma się wpływ na swoje życie. To zapobiega temu, co w psychologii określamy jako wyuczoną bezradność. I wreszcie trzecia rzecz, najtrudniejsza do wytłumaczenia, choć wszyscy o tym wciąż mówią, to przekonanie, że nasze życie ma jakiś sens. Co to znaczy? Że to, co się dzieje w naszym życiu, przynosi nam radość i przyjemność. A jak się zdarza coś przykrego, próbujemy nadać temu sens, czyli wyciągnąć wnioski, po to, żeby zapobiegać takim zdarzeniom albo przygotować się na doświadczenia z nich wynikające.

Czy teoria Antonovsky’ego zakłada, że przyczyną zaburzeń samopoczucia psychicznego są wyłącznie czynniki środowiskowe? Są przecież próby operacyjnego leczenia lekoopornych depresji. Przeprowadzono i w Polsce taką operację.
To bardzo dyskusyjne. Bo zakłada, że za chorobę jest odpowiedzialny tylko mózg. W świecie naukowców nie ma przekonania, żeby to polecać. Mieliśmy już w historii psychiatrii praktykę leczenia przez lobotomię (zabieg neurochirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych w mózgu – przyp. red). Wszystko, co dzieje się z umysłem człowieka, dzieje się w zależności od różnych struktur mózgowych, właściwości neurofizjologicznych. Ale to jest tylko część tego, co wpływa na nasze zachowanie.

Jest wiele chorób, których przyczyn nie znamy. Jak choćby choroby afektywne. Czasem niezależnie od dobrych doświadczeń życiowych taka choroba powstaje. Co nie znaczy, że na jej przebieg nie ma wpływu środowisko. Podobnie jest z uzależnieniami. Wszyscy piją alkohol, a tylko niektórzy się uzależniają. Prawdopodobnie istnieje jakaś podatność biologiczna albo osobowościowa. Jedną z hipotez jest niedobór endorfin. Oznaczałoby to, że ci ludzie po prostu potrzebują dodatkowej stymulacji. Jest też teoria podatności na zranienie, mówiąca o tym, że są ludzie bardziej podatni na różnego rodzaju zaburzenia psychiczne. Tacy, którzy po prostu rzadziej się cieszą.

Wrażliwcy

Właśnie, często mówi się o tym, że problemy nerwicowe, depresyjne mają ludzie wrażliwi ponad przeciętną. Ale czy czasem nie jest tak, że to są ludzie egocentryczni, ich wrażliwość jest skierowana przede wszystkim na nich samych?
To, co pani mówi, ma konotację oceniającą. A wrażliwość to może być właśnie ta podatność, o której mówiliśmy. System nerwowy ludzi „wrażliwych” reaguje silniej na słabsze bodźce. I to jest wrażliwość fizjologiczna. Osoba skoncentrowana bardziej na sobie także może odbierać nawet drobne zdarzenia jako zagrażające jej, przerastające jej możliwości poradzenia sobie.

I na to nie mamy wpływu?
Mamy. Są dziesiątki sposobów, których uczymy się przez całe życie, które pomagają kontrolować, modyfikować czy opóźniać nasze reakcje.

Jednak z tą podatnością się rodzimy.
Tak, ale wpływ środowiska, wychowania też jest bardzo istotny. Jeżeli ktoś nigdy nie słyszał żadnych uwag krytycznych, to oczekuje od otoczenia tylko pozytywnych ocen. Więc jeśli się spotyka z krytyką, to jest na nią bardziej wrażliwy. Ktoś, kto miał całe życie z górki i nagle napotyka trudności, jest bardziej bezradny.

Natomiast egocentryczność – ta też jest prawdziwa, tylko ja bym to określił jako skupienie na sobie. Bo to nastawienie nie musi wynikać z chęci egoistycznego sprawienia sobie przyjemności, wyciągnięcia korzyści. Także z poczucia, że jest się gorszym, samotnym. Bardzo trudno zrozumieć osobę, która czuje się gorsza. Inni tego nie widzą, bo ładnie wygląda, jest nie najgorzej sytuowana, niegłupia. A ten człowiek cały czas ma pretensje do świata, że nie dostaje od życia tego, co mu się należy.

Grupy ryzyka

Czy są pewne grupy ryzyka, jeśli chodzi o podatność na zaburzenia nerwicowe, dystymiczne?
Na pewno taką grupę stanowią ludzie z negatywnymi doświadczeniami, najczęściej z okresu dzieciństwa. Dzieci niekochane, odrzucone wyrastają na ludzi, którzy czują się samotni, niepotrzebni. Tego, czego doświadczyli od swoich najbliższych, będą spodziewali się od innych ludzi. Dominuje u nich nieufność, niska samoocena, wysoki poziom lęku i zagrożenia, ale także żal, złość, niechęć wobec innych.

Czy do tych grup ryzyka nie zalicza się też młodzieży w okresie dorastania i ludzi starych oraz przewlekle chorych?
Ale to inny rodzaj zaburzeń zdrowia psychicznego. To tzw. psychiczne kryzysy rozwojowe. Obniżenie nastroju, napady lęku, niekontrolowane wybuchy złości, poczucie zmęczenia, napięcie, poczucie bezradności. Objawy są bardzo podobne do tych, jakie już diagnozujemy w zaburzeniach psychicznych. Tyle że pojawiają się w określonych okresach życia i stanowią sygnał, że coś jest nie tak na tym etapie życia człowieka.

Okres dorastania wymaga pewnych umiejętności, żeby przez niego przejść. Trzeba sobie poradzić z własnym zmieniającym się ciałem. Przestrojenie neurofizjologiczne tego okresu jest źródłem bardzo wielu gwałtownych uczuć i nieadekwatnych reakcji. Dziewczęta przestają jeść, chłopcy biorą sterydy. Najtrudniejsza zaś rzecz to odpowiedź na pytanie, kim ja jestem? Czyli pierwsza próba zdefiniowania poczucia własnej tożsamości.

Statystyki pokazują, że depresja młodzieńcza to nasilający się problem. Co piąta dziewczyna w wieku 13–15 lat ma objawy depresyjne. Chłopcy raczej przejawiają tzw. zachowania problemowe: alkohol, papierosy, narkotyki, drobne przestępstwa. Szacuje się, że ok. 10 proc. młodzieży w okresie gimnazjalnym może być szczególnie narażona na różnego rodzaju problemy ze zdrowiem psychicznym, z którymi trudno im będzie poradzić sobie samym.

Najpierw problemy wieku dorastania, a potem? Przekwitania?
Kolejna grupa ryzyka to ludzie w wieku średnim. Kryzys wieku średniego przypada na 40–50 rok życia. W zasadzie wtedy już patrzymy do tyłu. Jak się nie osiągnęło do tego momentu celów, które sobie człowiek zakładał, to niewielkie są szanse na ich realizację. To trudny okres konfrontacji ideałów młodości, planów, marzeń z tym, co się osiągnęło. Negatywny bilans jest powodem depresji, spadku aktywności. W przypadku mężczyzn bardzo często pojawiają się myśli samobójcze bądź próby samobójcze, u kobiet zaś bardzo często wtedy zaczyna się nadużywanie alkoholu.

I wreszcie ten najtrudniejszy okres wieku podeszłego. Niektórzy nie mogą zaakceptować faktu, że ich aktywność zawodowa, sprawność fizyczna się skończyła. Zamiast tego są choroby i ból. Wielu ludzi po prostu nie zgadza się na to. Wtedy obserwujemy reakcje depresyjne, rezygnacyjne albo złośliwość, nadmierny krytycyzm, pouczanie innych.

A kobiety – czy one nie są grupą ustawicznego ryzyka? Najpierw mają zespół napięcia miesiączkowego, potem, po porodzie – baby blues, poczucie winy, że nie dość dobrze zajmują się dziećmi, bo jest praca zawodowa. No to rezygnują z pracy i z ambicji, co rodzi frustrację. Wreszcie klimakterium.
To jest normalne. To nie są choroby. Poza depresją okołoporodową, która zdarza się stosunkowo rzadko, to są normalne stany emocjonalne związane ze specyfiką hormonalną kobiet, ale też i z rolami kobiet. Kobiety w większości mają większą zdolność do ekspresji emocjonalnej. Łatwiej płaczą, wzruszają się. To im pomaga.

To dlaczego kobiety częściej zapadają na depresję?
Mówi pani o poważnej depresji. To prawda, że na zaburzenia depresyjne nawracające częściej chorują kobiety, ale nie wiadomo dlaczego. Dr Jolanta Rajewska podaje, że ok. 25 proc. kobiet w ciągu życia ma zaburzenia depresyjne. Częściowo są one związane z zaburzeniami hormonalnymi. Stosowanie hormonalnych leków antykoncepcyjnych, leczenie niepłodności, okresy dojrzewania, ciąży, porodu czy przekwitania mogą być czynnikami ryzyka dla wystąpienia objawów depresyjnych. Ale także u bardzo wielu kobiet w okresie przedmiesiączkowym występują takie objawy jak obniżony nastrój, chwiejność emocjonalna, brak energii. Prawie co trzecia kobieta w okresie okołomenopauzalnym doświadcza takich objawów depresyjnych jak labilność nastroju czy drażliwość.

Natomiast w zakresie innych zaburzeń zdrowia psychicznego panuje równouprawnienie, tyle że mężczyźni rzadziej korzystają z pomocy specjalistów. Kobiety na przykład 10 razy częściej podejmują próby samobójcze, ale znacznie więcej mężczyzn niż kobiet umiera z powodu samobójstwa. U kobiet myśl samobójcza pojawia się w stanach silnego wzburzenia, napięcia, rozpaczy, aktualnego stanu emocjonalnego. U mężczyzn myśli samobójcze pojawiają się jako efekt długotrwałego stanu przygnębienia i bezradności. Samobójstwo najczęściej to wynik starannie przemyślanego planu, a nie skutek doraźnego wydarzenia.

Trzy filary równowagi

Nasz mózg nie funkcjonuje modelowo, nasz organizm wytwarza za mało endorfin, a nasze przekonania ukształtowane przez rodzinę i środowisko są niedobre. Czy przy takim zbiegu okoliczności mamy szansę być zdrowi?
W ostatnich latach próbuje się szukać pozytywnych wskaźników zdrowia psychicznego. Odpowiedzieć na pytanie, czym się charakteryzują ci, którzy zaburzeń nie mają. Nie jest to potwierdzone wynikami badań, ale są takie wskaźniki.

Po pierwsze, emocjonalne – zdolność człowieka do zrównoważonego nastroju. Czyli zdolność do przeżywania zarówno uczuć negatywnych, jak i pozytywnych.

Druga grupa to wskaźniki poznawcze i tu wymienia się najczęściej poczucie własnej skuteczności. Przekonanie, że człowiek ma wpływ na to, co się dzieje w jego życiu.

I wreszcie trzecia grupa: umiejętności społeczne nawiązywania relacji z innymi ludźmi i zwracania się do nich o pomoc. Większość spraw trudnych w życiu człowieka może być rozwiązana przy pomocy innych ludzi. Więc jest to umiejętność bardzo potrzebna. Ta trzecia grupa umiejętności bywa często niedoceniana. Skupialiśmy się dotychczas na cechach indywidualnych. Tymczasem wsparcie społeczne jest jednym z podstawowych wskaźników dobrego samopoczucia psychicznego. Niemal codziennie potrzebna jest nam umiejętność poszukiwania i korzystania z pomocy innych.

Rozmawiała Agnieszka Sowa

Profesor Jan Czesław Czabała jest dyrektorem Instytutu Psychologii Stosowanej Akademii Pedagogiki Specjalnej i kierownikiem Zakładu Psychologii i Promocji Zdrowia Psychicznego Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Zajmuje się m.in. psychologią kliniczną, psychologią osobowości, psychoterapią, profilaktyką zaburzeń, psychopatologią. Jego dorobek naukowy to ponad 100 publikacji, kilkanaście w czasopismach zagranicznych, monografia „Czynniki leczące w psychoterapii”, redakcja monografii „Zdrowie psychiczne – zagrożenia i promocja”, rozdziały w podręcznikach: „Psychologia” i „Psychologia kliniczna”. Członek polskich i międzynarodowych towarzystw naukowych, przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia przy WHO ds. zdrowia psychicznego.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama