Ojciec Briana Soutera był kierowcą autobusu, a mama często zabierała go z nim na przejażdżki. Na studiach Souter dorabiał jako konduktor, a gdy zaczął pracować na stanowisku księgowego w firmie Arthur Andersen, nie chciał porzucić autobusowej pasji. Nic dziwnego, że długo nie wytrzymał w korporacji. Odszedł w 1980 r. w wieku 26 lat. To wtedy razem z siostrą kupili pierwsze dwa używane autobusy za odprawę ojca, którą ten dostał, odchodząc z pracy.
Nocami zaczęli wozić pasażerów z Dundee, niedaleko rodzinnego Perth w Szkocji, do Londynu. – Gwarantowaliśmy nie tylko przejazd w korzystnej cenie, ale także jedzenie na pokładzie i koce. Wtedy dalekobieżnych połączeń autobusowych w Wielkiej Brytanii było niewiele. Jako pierwsi wprowadziliśmy na trasę ze Szkocji do Londynu autobusy dwupokładowe. Zaczęliśmy też otwierać połączenia między szkockimi miastami, gdzie wcześniej autobusy w ogóle nie kursowały. To wszystko pod marką Stagecoach, którą wymyślił mój brat – wspomina z nostalgią Souter, dziś jeden z najbogatszych Szkotów.
Stagecoach z małej rodzinnej firmy przekształcił się w ciągu 30 lat w dużą korporację. W Wielkiej Brytanii ma nie tylko tysiące lokalnych i dalekobieżnych autobusów, ale również pociągi i tramwaje. Akcje firmy notowane są na londyńskiej giełdzie. Souter pojawił się też za oceanem, gdzie wygodnymi autokarami z napisem Megabus zaczął z powodzeniem przewozić Kanadyjczyków i Amerykanów. Jednak ostatnio szczególnie dużo uwagi poświęca Polsce.
Czerwone dwupokładowce
Souter jest naszym krajem zachwycony i trudno mu się dziwić, bo takiego sukcesu chyba się nie spodziewał.