Komisja Europejska skierowała do Gazpromu pisemne zgłoszenie zastrzeżeń, w którym stwierdzono, że niektóre praktyki handlowe stosowane w Europie Środkowowschodniej przez rosyjski koncern stanowią nadużycie pozycji dominującej i naruszają unijne reguły konkurencji.
To kolejny krok KE w dyscyplinowaniu Gazpromu, który długo żył w przekonaniu, że Unia Europejska to bliska zagranica i unijne reguły go nie obowiązują. Długo był w tym utwierdzany, zwłaszcza przez Niemców. Rosyjski gaz uznawali oni ze element swojego bezpieczeństwa energetycznego.
Współpraca kwitła zwłaszcza w okresie budowy Gazociągu Północnego. Symbolem tego sojuszu było wejście do rady nadzorczej Gazpromu byłego kanclerza Niemiec i osobistego przyjaciela Putina Gerharda Schrödera.
Płać lub płacz
Komisja Europejska tolerowała praktyki Rosjan – rozgrywanie poszczególnych krajów, stosowanie preferencyjnych cen dla krajów, z którymi miała lepsze kontakty i karania wysokimi cenami tych, z którymi stosunki układały się gorzej.
Szczególnie bici byli ci uzależnieni od rosyjskiego gazu. Gazprom potrafił to wykorzystać przy pomocy kontraktów take- or- pay i zakazów reeksportu gazu. Obrywały głównie kraje naszego regionu: Polska, Bułgaria, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja i Węgry.
Miarka jednak się przebrała. Kiedy w wyniku wojen gazowych i zakręcania gazu, dostaw zaczęły być pozbawiane kraje UE, kiedy Komisja Europejska zaczęła praktyczne działania w kierunku tworzenia wspólnego rynku energii, dostrzeżono, że z Gazpromem coś trzeba zrobić.
Mieliśmy już wojnę o III Dyrektywę gazową, która nakazuje rozdział handlu gazem od zarządzania gazociągami i wprowadza zasadę dostępu stron trzecich do infrastruktury przesyłowej. Rosjanie długo nie chcieli tego zaakceptować, twierdząc, że to są ich gazociągi i będą z nimi robili co zechcą.