To prawda, że emerytury Polaków będą głodowe. Jeszcze bardziej głodowe stały się po przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego, czyli 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Prawdą jest więc, że nie mogąc liczyć na przyzwoite świadczenie z ZUS, musimy odkładać sami. I prawdą jest, że olbrzymia większość rodaków tego nie robi. Więc państwo chce nas do tego zmusić. W tym celu stworzy Pracownicze Plany Kapitałowe, a na zachętę każdemu dołoży: w pierwszym roku 250 zł, w kolejnych po 240 zł. Rząd obawia się jednak, że mimo zachęt program nie chwyci. Przymusowo wcieleni będą się z niego masowo wypisywać.
Czytaj także: Na emerytury wkrótce zabraknie pieniędzy. Kto zbankrutuje pierwszy?
Kto powierzy swoje pieniądze PPK po fiasku z ZUS i OFE?
Obawa jest słuszna, bo wielu z nas już państwu nie wierzy. Ja po raz pierwszy uwierzyłam w 1999 r., że moja przyszła emerytura będzie zależała od sumy wpłaconych składek. Więc rzetelnie przez lata odkładałam w ZUS. Uwierzyłam też, że lepiej niż ZUS „pomnoży” moje pieniądze OFE. Z biegiem lat ta wiara słabła. Prowizja, jaką pobierały od każdej składki towarzystwa emerytalne, była większa niż wypracowane przez nie zyski. Gdybym te pieniądze przechowywała w materacu, miałabym więcej. Z filarem kapitałowym rozstałam się więc bez żalu. Do tej pory jednak nie wiem, co będzie z zaoszczędzonymi w nim pieniędzmi. Rząd na to pytanie nie odpowiada.
ZUS, OFE, IKE. Filary niewiary
Tracąc wiarę w filar pierwszy i drugi, znów uwierzyłam w trzeci. Czyli w IKE (Indywidualne Konto Emerytalne). Odkładałam, ile mogłam. Nie mogłam jednak policzyć ani kosztów tego przedsięwzięcia, ani zysków. Bank, który w ramach IKE kupuje dla mnie dziesięcioletnie obligacje skarbu państwa, każdego roku każe mi płacić po kilkadziesiąt złotych za prowadzenie konta. W dodatku nie informuje, ile na nim zaoszczędziłam. W OFE wiedziałam, że mniej niż w materacu, w IKE mogę się tylko tego domyślać. W trzecim filarze kokosów na starość nie zebrałam. Ale zostałam postraszona przez bank, że jeśli zechcę swoje pieniądze z IKE wyjąć w całości, będę musiała zapłacić 300 zł. Za co?
Czytaj także: Czy Polacy doczekają się godnych emerytur?
Czy pieniądze z PPK będą rozsądnie inwestowane?
Na PPK już mnie nie nabiorą. Będę mogła na nie odkładać od 2 do 4 proc. swoich zarobków, a pracodawca musi mi dołożyć drugie tyle. O podwyżce zarobków nie ma więc mowy, co najwyżej o kolejnej obniżce. Tymi pieniędzmi dysponować będzie albo kontrolowany przez państwo bank, albo towarzystwo emerytalne, które „pomnoży” je, jak to robiło z OFE. Nie mam żadnej gwarancji, że inwestowane będą z myślą o mojej starości czy raczej w nierentowne kopalnie lub inne przedsiębiorstwa, które – z powodów politycznych – trzeba będzie ratować. Słyszę, że te pieniądze ożywią giełdę. A co ze mną?
Uwierzyłam w tyle filarów, a państwo moje zaufanie zawiodło. W czwarty już nie uwierzę. Nie chcę też ani 250 zł od rządu na powitanie, ani kolejnych 240 zł na zachętę, bo zanim rząd mi je da, to wcześniej zabierze w coraz wyższych podatkach.
Czytaj także: Jak uzdrowić polski system emerytalny