Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Lotniczy bilans strat. Nikt nie zyskał, wszyscy przegrali

Zostaje pytanie, jak dalej ma funkcjonować nasza narodowa linia. Zostaje pytanie, jak dalej ma funkcjonować nasza narodowa linia. Krzysztof Żuczkowski / Forum
Strajk w Locie się zakończył, ale żadnych ważnych problemów nie rozwiązano. Przegrał prezes, przegrały związki, a reputacja linii mocno ucierpiała.

Ten protest przejdzie do historii, ale nie z powodu swojej skali, tylko przebiegu. Strajki w liniach lotniczych zdarzają się, i to całkiem często, ale mają zazwyczaj zupełnie inny scenariusz. Piloci czy personel pokładowy (czasem i jedni, i drudzy) ogłaszają dzień protestu, przewoźnik odwołuje zawczasu część lotów, a potem obie strony siadają do stołu rozmów. Tymczasem kuriozalny strajk w Locie stał się obiektem drwin i kpin, zwłaszcza gdy naprzeciwko siebie klęknęli prezes przewoźnika Rafał Milczarski i szefowa jednego ze związków zawodowych Monika Żelazik, którą ten sam Milczarski wcześniej wyrzucił z pracy.

Żenujące negocjacje w Locie

W ciągu tygodniowego protestu mieliśmy sceny wręcz żenujące, kiedy szef próbował wręczać protestującym wypowiedzenia, zwolnił dyscyplinarnie 67 osób, kazał płacić związkowcom gigantyczne odszkodowania, aż w końcu został odsunięty od prowadzenia negocjacji. Dopiero mediatorzy z zewnątrz odnieśli pewien sukces i obie strony podpisały ostatniej nocy porozumienie. A to wszystko w Halloween – rodem z taniego horroru.

Czytaj także: LOT ma problemy z dreamlinerami. I wizerunkiem

O co chodzi w tym proteście

Tyle że porozumienie oznacza jedynie powrót do punktu wyjścia, a nie prawdziwy kompromis. Cofnięto dyscyplinarne zwolnienia, do pracy wraca też zwolniona wcześniej Monika Żelazik, związkowcy nie zbankrutują z powodu odszkodowań, a kolejnych strajków ma na razie nie być.

Reklama