Od 27 czerwca dwa lotowskie boeingi 787-8, czyli dreamlinery, są uziemione. To skutek problemów z silnikami Trent 1000 brytyjskiego Rolls-Royce’a, które wymagają szczegółowych inspekcji i być może wymiany z uwagi na zbyt małą wytrzymałość jednego z komponentów. Winy LOT nie ma w tym żadnej, ale to przewoźnik ponosi na razie koszty i musi radzić sobie z niemałymi problemami operacyjnymi. W szczycie sezonu letniego stracił bowiem dwa z 11 leasingowanych przez siebie samolotów dalekodystansowych.
Czytaj także: W Locie wojna. To groźne dla pasażerów i gospodarki
Zresztą to nie koniec kłopotów LOT związanych z dreamlinerami, choć reszta to już kwestie głównie wizerunkowe. Przewoźnik przegrał piarowo przemalowanie dwóch samolotów w barwy narodowe, też raczej przez niefortunny zbieg okoliczności niż własne błędy. Jednak nadmiar patriotycznego wzmożenia obrócił się przeciw firmie.
Na to wszystko nakłada się to, co latem staje się już smutnie powtarzalne – rosnące opóźnienia na niewydolnym operacyjnie lotnisku Chopina. LOT obrywa i będzie obrywał najbardziej, choć to znów nie do końca jego wina. Jednak realnego pomysłu na poprawę tej sytuacji brakuje.
Wadliwe silniki Rolls-Royce’a uziemiły dwa dreamlinery
Problemy z silnikami Rolls-Royce’a mają dziesiątki linii na całym świecie. Wymiana wadliwych komponentów może łącznie kosztować producenta nawet miliard funtów, ale teraz to nie pieniądze są największym problem. Rolls-Royce ma ograniczone moce przerobowe, a samoloty wymagają szczegółowych i dość czasochłonnych przeglądów – to powoduje, że na całym świecie linie uziemiają dreamlinery i czekają na swoją kolej do przeglądu i wymiany.
LOT jest jedną z mniejszych linii z problemami, co pogarsza jego sytuację. Nie ma we własnej flocie samolotów zapasowych, zwłaszcza latem, gdy rozkład jest napięty do granic możliwości, więc uziemienie dwóch samolotów od razu wpływa na regularność i punktualność rejsów. Sytuację trudno też zaplanować, bo nie wiadomo, ile potrwają naprawy i czy nie trzeba będzie uziemić kolejnych samolotów. Zgodnie z nakazami unijnej i amerykańskiej agencji ds. bezpieczeństwa w lotnictwie po przekroczeniu odpowiedniej liczby godzin i cykli (czyli „przebiegu” silnika) konieczny jest przegląd. Co więcej, niedawno problemy wykryto także w innym wariancie silnika, również wykorzystywanym przez LOT. W tej chwili potencjalnie zagrożonych jest wszystkich osiem dreamlinerów w wersji -8 polskiego przewoźnika. Większa wersja -9 (LOT ma na razie trzy takie samoloty) nie ma, przynajmniej na razie, problemów z silnikami.
Długodystansowe samoloty na wynajem ratują sytuację, ale tylko doraźnie
Aby radzić sobie z brakiem samolotów, LOT musiał wynająć jednego boeinga 787-9 od włoskiej linii czarterowej Neos. Lepsze tyle niż nic, ale to rozwiązanie bardzo protezowe – samolot ten nie ma nawet prawdziwej klasy biznes, ma zupełnie inną liczbę foteli i zupełnie nie pasuje do zwykłej oferty LOT. Pasażerowie, zwłaszcza lecący w klasie biznes, nie będą zadowoleni.
Czytaj także: Strajku generalnego w LOT jednak nie będzie?
Inne linie też ratują się wynajmami, ale i pod tym względem duzi i bogaci przewoźnicy mają łatwiej. Rynek samolotów dalekodystansowych na wynajem jest obecnie, m.in. przez problemy z dreamlinerami, bardzo ograniczony i LOT-owi ciężko byłoby znaleźć kolejne samoloty, gdyby była taka potrzeba.
Niektórym dreamlinerom zakazano dodatkowo lotów zbyt daleko od lotniska zapasowego, co bardzo utrudnia życie liniom latającym nad oceanami, choć LOT akurat tutaj ma szczęście. Trasa jego rejsów do Stanów i Kanady przebiega nad Islandią i Grenlandią, spełnienie wymogu nie wymaga szczególnego nadkładania trasy.
To wszystko kosztuje, bo na razie to LOT ponosi koszty wynajmu i odszkodowań za opóźnienia i odwołania. Przewoźnik będzie oczywiście walczył o rekompensatę od Rolls-Royce’a, ale też będzie w kolejce za innymi liniami. Zanim uzyska odszkodowanie, może minąć kilka lat, a obecne kłopoty wpłyną na wyniki finansowe linii.
Czytaj także: Prezydent uziemiony w USA. Nowe samoloty VIP nie są gotowe
Piarowa klapa LOT: rozbuchana patriotyczna narracja zamiast dobrej pracy operacyjnej
Poza bardzo realnymi problemami technicznymi z silnikami LOT ma też obecnie kilka problemów już czysto wizerunkowych. Przewoźnik w branżowej ocenie przegrał piarowo wprowadzenie do floty dwóch samolotów w barwach narodowych, jednego dreamlinera i jednego mniejszego Boeinga 737 MAX 8. Choć pomysł został odebrany dobrze (podobne okolicznościowe malowania stosuje wiele linii), to same malowania są dość powszechnie uważane za brzydkie. Ale to nie to jest największym problemem. LOT z okazji odbioru tych dwóch fabrycznie nowych samolotów zorganizował wielką galę z transmisją w TVP2 – wydarzenie jednak przysporzyło linii więcej problemów niż korzyści.
Czytaj także: Powstanie pasażerski samolot ponaddźwiękowy?
W czasie gdy w hangarze na warszawskim lotnisku odbywała się pełna tromtadracji i patriotycznego uniesienia gala, LOT musiał odwołać dwa loty, w tym jeden obsługiwany dreamlinerem (do Toronto). Teoretycznie nie miało to żadnego związku z galą, bo miał go obsługiwać inny samolot, a „narodowy” dreamliner od początku był na ten wieczór wyłączony z regularnych rejsów. Ale gdyby LOT mógł go wykorzystać, miałby zapas maszyn i być może rejsu nie trzeba by było odwoływać. To jasno pokazało priorytety przewoźnika, który doskonale wie, że ma obecnie samolotów na styk. Ważniejsze było pompowanie patriotycznego balonika niż spokojne planowanie operacji.
Napięty rozkład, opóźnienia, niewydajne Okęcie – LOT traci wizerunkowo
LOT-owi dostaje się też za opóźnienia rejsów, choć i tu jego wina jest stosunkowo nieduża. Jednak gdyby miał mniej napięty rozkład i więcej marginesu bezpieczeństwa w harmonogramie rejsów, to opóźnienia byłyby mniejsze. Głównym winowajcą jest lotnisko Chopina i działające na nim spółki obsługi naziemnej, które po raz drugi z rzędu nie wyrabiają się z terminową obsługą samolotów w szczycie sezonu. Brakuje im ludzi i nikt nie ma pomysłu, jak zachęcić ich do ciężkiej pracy za stosunkowo niewielkie pieniądze, więc problem nie zniknie. Cierpią na tym najbardziej LOT i przewoźnicy czarterowi, którzy zawsze mają najwięcej bagażu do załadowania, a to zaś – i rozładunek bagażu – jest najwęższym gardłem.
Samo lotnisko też zresztą latem jest przepełnione i mało wydajne, choć tu akurat planowana rozbudowa powinna nieco pomóc.
Jednak lato 2018 r. zapowiada się ciężko – uziemione dreamlinery i problemy z przepustowością w Warszawie to przepis na opóźnienia i odwołania. Wynajem jednego samolotu nie wystarczy, innych rozwiązań zbytnio nie ma, bo przewoźnik musi czekać na nowe silniki i mieć nadzieję, że nie pojawią się żadne nowe problemy. Zamiast narzucać patriotyczno-wzrostową narrację i otwierać nowe połączenia, LOT musi się przygotować na kilka miesięcy ciężkiej pracy operacyjnej i wizerunkowej defensywy.
Zobacz także: Czy istnieje biznesowe uzasadnienie dla Centralnego Portu Komunikacyjnego? [WIDEO POLITYKI]