Do końca roku jeszcze trzy miesiące, a ogromna większość szpitali już wyczerpała tzw. ryczałt, który miał wystarczyć na funkcjonowanie placówki przez całe 12 miesięcy. Teraz stoją przed wyborem – albo przyjmować tylko pacjentów w tzw. stanach ostrych, z zagrożeniem życia, a resztę zapisywać po nowym roku, albo jeszcze szybciej pogrążać się w długach. Najłatwiej przestać leczyć.
Cztery lata rządów PiS: Służba zdrowia w stanie przedzawałowym
Rząd miał znieść limity, zniósł nadwykonania. Coraz trudniej się leczyć
W publicznej służbie zdrowia najsłabszą pozycję mają pacjenci, nie mogą nawet ogłosić strajku. Cięcia zawsze odbywają się ich kosztem. Ale też kosztem publicznej kasy, bo odkładanie leczenia na potem sprawia, że choroba się rozwija i jej leczenie staje się jeszcze droższe i – co gorsza – często o wiele mniej skuteczne.
Rząd oszukał nas, że zniesie limity, które utrudniały lub wręcz uniemożliwiały dostanie się do szpitala, a tak naprawdę zniósł tzw. nadwykonania, czyli możliwość zapłaty za więcej wykonanych procedur, niż przewidywały limity. Przed kilku laty gdy szpital zrobił więcej operacji, niż przewidywał limit, miał szansę, że w końcu NFZ za nie zapłaci, choć bywało różnie. Teraz wie, że nic z tego, nie zapłaci na pewno. Dyrektorzy placówek bardzo więc pilnują, żeby nie leczyć więcej chorych, niż przewiduje ryczałt. Specjaliści mówią, że służba zdrowia się zabetonowała. Pacjenci tego muru nie przebiją.
Czytaj także: