Oczekiwania związane z likwidacją ograniczeń były ogromne, podsycane dodatkowo przez różne plotki i przecieki. Zarówno przedsiębiorcy, jak i klienci oczekiwali przede wszystkim otwarcia wszystkich sklepów w galeriach handlowych, a także salonów fryzjerskich i kosmetycznych. Teraz już wiemy, że tzw. odmrażanie gospodarki będzie wyjątkowo powolne, a jego harmonogram znamy tylko częściowo. Od 20 kwietnia wreszcie możliwe ma być wyjście na spacer i jazda na rowerze bez ryzyka otrzymania mandatu. Otwarte zostaną parki i lasy, co na pewno pomoże naszemu zdrowiu psychicznemu.
„Nowa normalność” nie zbawi naszej gospodarki
Niestety, dla gospodarki wymiernego znaczenia mieć nie będzie. Nieco łatwiejsze stanie się co prawda robienie zakupów w sklepach spożywczych, bo nowe limity (cztery osoby na kasę w małych obiektach, jeden klient na 15 m kw. w dużych) oznaczają, że równocześnie do dyskontu czy supermarketu wejdzie nieco więcej osób. Ale te modyfikacje również niewiele zmienią z gospodarczego punktu widzenia. Przecież zakupy podstawowych produktów i tak robimy, a akurat ograniczenie liczby klientów było posunięciem ze wszech miar słusznym. Zresztą same sieci szybko się do niego dostosowały, maksymalnie wydłużając godziny otwarcia sklepów.
Czytaj też: Jacques Rupnik. Jaka będzie nowa normalność?
Także drugi z czterech rozpisanych na razie etapów tworzenia tzw. nowej normalności (a raczej oswajania permanentnej nienormalności) nie zbawi naszej gospodarki.