Centralny Port Komunikacyjny ma powstać nie wcześniej niż w 2027 r., ale właśnie stał się jednym z ważnych tematów kampanii. Rafał Trzaskowski atakuje marnotrawstwo publicznych pieniędzy i wytyka wysokie pensje dla członków zarządu spółki (40–50 tys. zł miesięcznie), która ma przygotować budowę. Wskazuje, że w samym środku najcięższego kryzysu gospodarczego od transformacji trzeba skupić się na zupełnie innych sprawach. Jak wynika z sondażu Kantara na zlecenie PO, jego pomysł, by 10 mld zł przeznaczyć na pomoc dla bezrobotnych zamiast na budowę CPK, popiera prawie trzy czwarte ankietowanych, w tym wielu wyborców PiS.
Kto przeciw CPK, ten wspiera Niemcy
Tenże PiS rusza zatem do kontrofensywy. Andrzej Duda wspierany przez rząd zapewnia, że Polska nie zrezygnuje z tego projektu mimo kryzysu. Przeciwnie, ma on – razem z przekopem Mierzei Wiślanej – pomóc nam w wychodzeniu z gospodarczej zapaści, bo dzięki niemu powstaną tysiące miejsc pracy, a Polska dołączy do grona krajów dysponujących ogromnymi lotniskami, przez które przewijać się będą dziesiątki milionów pasażerów. Tradycyjnie PiS uwielbia używać narracji narodowo-patriotycznej, więc każdy, kto jest przeciw CPK, wspiera Niemcy i niemieckie lotniska. Na przykład to szykujące się do startu w Berlinie, chociaż akurat ono żadnym wielkim hubem przesiadkowym nigdy nie będzie.
Wykorzystywanie wielkiej i kontrowersyjnej inwestycji lotniskowej w kampanii wyborczej nie jest wcale wyjątkowe na świecie. Na przykład Andres Manuel Lopez Obrador, walcząc o prezydenturę Meksyku dwa lata temu, obiecywał, że wstrzyma budowę ogromnego portu w stolicy.