Oficjalnie chodzi o zapewnienie Polakom wyższych emerytur, faktycznie o zmniejszenie dotacji z budżetu do ZUS, który zostanie zasilony dodatkowymi składkami, jeśli rząd wprowadzi zapowiadane zmiany. Skonsultował je już ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców, więc zamiary ma jak najbardziej poważne. Nowe przepisy dotyczyć mają umów zlecenia, które dzisiaj są świetną ilustracją absurdalnego i niesprawiedliwego systemu. W przypadku osób mających kilka takich umów składki płaci się tylko od jednej, która opiewa przynajmniej na kwotę równą minimalnemu wynagrodzeniu.
Czytaj także: Płaca minimalna. Stary spór, nowe okoliczności
Składki dla wszystkich? Nic na to nie wskazuje
Jeśli jednak ktoś podpisał tylko jedną umowę zlecenia, za to znacznie wyższej wartości, składki płaci od całości. Bardziej opłaca się zatem mieć np. trzy umowy, każdą na 3 tys. zł brutto, niż jedną na 9 tys. zł brutto. Na tym nie koniec absurdów. Kto ma umowę o pracę (etat) i podpisuje umowę zlecenia z innym pracodawcą, ten składek emerytalno-rentowych już od niej płacić nie musi. Taka sama sytuacja dotyczy osób prowadzących działalność gospodarczą, które dodatkowo zawierają umowę zlecenia.
Czytaj także: Kto zyska, kto straci dzięki „ozusowaniu” umów-zleceń
Rząd chce, żeby ci, którzy dochody uzyskują tylko z umów zlecenia, od wszystkich płacili pełne składki. Nie wiadomo, czy podobne zasady zostaną rozciągnięte na tych, którzy takie umowy łączą z pracą na etat i z własną działalnością gospodarczą. Równocześnie nie ma planów oskładkowania umów o dzieło, bo temu sprzeciwia się ponoć resort kultury. System pozostanie zatem dziurawy i zachęcający do nadużyć. Nie ma również oczywiście mowy o reformie KRUS.
Większe składki w czasie kryzysu
Zmiany zasad naliczania składek są potrzebne, aby położyć kres licznym patologiom, chociaż trudno sobie wyobrazić gorszy moment wprowadzenia reformy. Większe składki to równocześnie mniejsze dochody netto, czyli na rękę, a przecież z powodu kryzysu wiele osób i tak zarabia mniej. Dotyczy to w dużej mierze właśnie tych bez etatu, którzy żyją głównie bądź wyłącznie z umów zlecenia. Dla nich perspektywa wyższej emerytury jest mało pocieszająca, gdy będą musieli już teraz radzić sobie z mniejszymi dochodami. Szkoda, że zmian nie wprowadzono w czasach dobrej koniunktury, gdy ich skutki byłyby dużo mniej odczuwalne.
Czytaj także: Chleba tańszego powszedniego. Ceny biją w Polsce rekordy