We wtorek rząd przyjął rozporządzenie określające wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę. Od 1 stycznia 2021 r. wzrośnie o 200 zł do wysokości 2,8 tys. zł brutto. Pandemia zmusiła rząd do ustępstw – jeszcze rok temu w programie wyborczym proponował, aby od 2021 r. najniższe wynagrodzenie wynosiło 3 tys. zł. W dalszym ciągu jednak wzrost płacy minimalnej (7,7 proc.) będzie ponaddwukrotnie wyższy niż wzrost przeciętnych wynagrodzeń w całej gospodarce (3,4 proc. według założeń do ustawy budżetowej na 2021).
Podwyżka o 200 zł jest więc kompromisem między zamierzeniami a realiami gospodarczymi. I jak to często z kompromisami bywa: zadowolonych jest niewielu. W Radzie Dialogu Społecznego propozycję poparły tylko „Solidarność” i Związek Pracodawców Polskich. Strona pracownicza namawiała do większych podwyżek – zdaniem OPZZ powinny przewyższyć ubiegłoroczny plan i doprowadzić najniższe płace do poziomu 3,1 tys. zł. Środowiska przedsiębiorców wolałyby ograniczyć wzrost do najniższego przewidzianego w ustawie, czyli 2716 zł – to według ich wyliczeń najmniejsza podwyżka, na jaką pozwala ustawa o płacy minimalnej.
Płaca minimalna ponad 50 proc. średniej
Kiedy rok temu Jarosław Kaczyński ogłaszał plan wzrostu minimalnego wynagrodzenia do 4 tys. zł w 2023 r., rynek był w zupełnie innym miejscu: bezrobocie osiągało historycznie niskie poziomy, pracodawcy podnosili wynagrodzenia, żeby podkupić pracowników od konkurencji.