Rząd dogadał się z górnikami. Szybko poszło. Ledwie szef gabinetu politycznego premiera Krzysztof Kubów oraz odpowiadający za górnictwo wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń przyjechali do Katowic, by negocjować z protestującymi, a już jest porozumienie. Zawarto kompromis: związkowcy rezygnują z żądania, by śląskie kopalnie kopały węgiel do końca świata i o jeden dzień dłużej, a rząd im obiecuje, że weźmie ich na utrzymanie. Ostatnia Kopalnia Jankowice ma zostać zamknięta w 2049 r. Ciekawe tylko, ile to będzie kosztowało i kto za to wszystko zapłaci? Pewnie znowu my.
Czytaj także: Czarna dziura. Górnicy wierzą, że odwrócą bieg historii. Mylą się
11 punktów desperacji
Porozumienie jest krótkie, liczy 11 punktów. Najważniejszy brzmi: „Strona rządowa wystąpi do Komisji Europejskiej o zgodę na pomoc publiczną, w szczególności na finansowanie bieżącej produkcji, celem zapewnienia stabilności funkcjonowania spółek górnictwa węgla kamiennego”. Dalej są już szczegóły, na co ta pomoc publiczna (jeśli będzie na nią zgoda) ma pójść. Każdy górnik otrzyma gwarancję zatrudnienia aż do szczęśliwego przejścia na emeryturę. A jeśli już nie będzie dla niego pracy pod ziemią, ma otrzymać rozmaite formy osłon socjalnych. Nie ma za to szczegółów dotyczących kosztów i źródeł finansowania. Ale dziś, kiedy wszyscy rzucają od niechcenia – na to tyle miliardów, na tamto tyle – można się przecież zadłużać bezkarnie, nikt się takimi szczegółami nie przejmuje. Pieniądze jakoś się znajdą.
Co z węglem, którego nikt nie chce
Wszystko to zostanie uszczegółowione w umowie społecznej, która ma dopiero zostać zawarta.