Pandemia, która zdewastowała globalny rynek lotniczy, nie wydaje się najlepszym momentem na prezentację nowych typów samolotów. Na tle płynących ze wszystkich części świata doniesień o opóźnieniach i odwoływaniu zamówień na nowe maszyny decyzja Airbusa, by pokazać aż trzy zupełnie nowe i do tego technologicznie rewolucyjne modele, brzmi niezwykle ryzykownie, ale wbrew pozorom nie idzie pod prąd trendom.
Czytaj także: Lotnictwo pokryzysowe
Trzy nowe samoloty, dwa odrzutowe i jeden turbośmigłowy – to odpowiedź Airbusa na coraz głośniej podnoszone żądania, by regulatorzy i branża nie zmarnowały kryzysu i wykorzystały go do zazielenienia lotnictwa. Nowe samoloty mają być zasilane wodorem – to nowość, bo dotąd branża wiązała większe nadzieje z napędem elektrycznym – i tym samym być zeroemisyjne.
Plany są ambitne, ale Greenpeace i politycy, głównie reprezentujący Zielonych w różnych krajach, mają bardziej doraźne żądania. Organizacja ekologiczna złożyła pozew w Holandii, domagając się, aby sąd naprawił błąd rządu i nałożył na linię KLM zobowiązania do redukcji poziomu emisji w zamian za 3,4 mld euro pomocy publicznej. Greenpeace nie wyklucza podobnego pozwu w Belgii przeciwko 290 mln euro wsparcia dla Brussels Airlines. A w Austrii i Francji rządy i bez presji sądów nałożyły na przewoźników wymogi środowiskowe, choć według wielu dalece niewystarczające.
Czytaj także: Małe lotniska na skraju przepaści