Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Wygodne cięcia. Lot wykorzystał pandemię do swoich celów

Samolot PLL Lot w trasie z Warszawy do Szczecina. Kwiecień 2020 r. Samolot PLL Lot w trasie z Warszawy do Szczecina. Kwiecień 2020 r. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Mimo ogromnej pomocy publicznej Lot przygotowuje masowe zwolnienia. Przy okazji chce osłabić związki zawodowe, bo ofiarami redukcji padną tylko zatrudnieni na etatach.

2,8 mld zł ma uratować należącego do państwa przewoźnika przed bankructwem. To kwota ogromna, ale bez niej rzeczywiście Lot nie przetrwałby największego kryzysu w historii branży lotniczej. Wystarczy spojrzeć na strony internetowe naszych lotnisk – te mniejsze praktycznie w ogóle nie działają, na większych jest realizowanych 10–20 proc. normalnego rozkładu. Dopóki sytuacja epidemiczna się nie ustabilizuje, podróżować samolotami będą tylko ci, którzy naprawdę muszą. Ruch turystyczny praktycznie nie istnieje z powodu obowiązkowych testów na obecność wirusa, kwarantanny po przekroczeniu granicy czy zamkniętych hoteli i ograniczeń w poruszaniu się. Co prawda Polska wycofała się wreszcie z absurdalnej polityki zakazywania lotów z wybranych krajów, ale dla przewoźników powrót do normalności będzie procesem długim i bardzo kosztownym.

Lot jak Ryanair. Tnie etaty

Jednak rząd PiS pozostaje oficjalnie optymistą, skoro nie zmienia harmonogramu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Według polityków odbicie okaże się szybkie, a za kilka lat po dzisiejszej zapaści na rynku lotniczym nie będzie śladu. Kluczową rolę na ogromnym lotnisku między Łodzią a Warszawą odgrywać ma oczywiście Lot. To dlatego państwo robi dziś wszystko, aby przetrwał on trudny okres. Bez wielkiego Lotu projekt wielkiego lotniska nie ma najmniejszego sensu. Tym trudniej wyjaśnić, dlaczego, mimo ogromnej pomocy publicznej i nadziei na szybki powrót do normalności, Lot zamierza zwolnić aż 300 osób – to prawie jedna piąta wszystkich zatrudnionych na etatach.

Reklama