To nieprawda, że dwie wieże PiS nie powstały. Wprawdzie nie przy ulicy Srebrnej w Warszawie, ale w elektrowni Ostrołęka C. Protesty działaczy ekologicznych, wspinanie się na wieże z transparentami nic nie dawały. Wieże pięły się do góry. A jednak budowa w końcu została zatrzymana, a teraz zapadła decyzja, by je zburzyć. Wszystko to będzie nas kosztowało miliard złotych i zostanie doliczone do rachunków za prąd. Ile jeszcze takich rachunków za bezsensowne decyzje gospodarcze dostaniemy do zapłacenia?
Ostrołęckie dwie wieże to liczące ponad 100 m konstrukcje betonowe, które docelowo miały być połączone i stanowić element konstrukcyjny wielkiego bloku elektrowni węglowej o mocy 1000 MW. Obok miała stanąć jeszcze większa chłodnia kominowa. Jej budowa także została wstrzymana, a to, co już powstało, niebawem zniknie. Tak kończy się jedna z najdziwniejszych inwestycji ostatnich lat.
Czytaj też: Koniec Ostrołęki C. Jaka piękna katastrofa
Czarny sen polskiej energetyki
Budowę wielkiego bloku węglowego w Ostrołęce zawdzięczamy Krzysztofowi Tchórzewskiemu, ministrowi energii, który okazał się czarnym snem polskiej energetyki. Dostał gigantyczną władzę i to, jaki robił z niej użytek, wprawiało w przerażenie najpierw energetyków, a wkrótce także premiera i samego prezesa. W efekcie nie tylko odebrano mu władzę, ale także zlikwidowano ministerstwo, które wcześniej specjalnie dla niego utworzono.
Jednym z jego dokonań było wymuszenie na dwóch państwowych spółkach Enerdze i Enei budowy elektrowni węglowej w Ostrołęce. I to mimo że obaj inwestorzy nie mieli na to pieniędzy (ponad 6 mld zł, lekko licząc), a wszystkie analizy wskazywały, że elektrownia w sytuacji drożejących uprawnień do emisji CO2 i drogiego polskiego węgla, który trzeba dowieźć z drugiego końca Polski, zamiast prądu będzie produkowała straty. Mimo to Tchórzewski dopiął swego, wymuszając na zarządach państwowych firm decyzję o budowie. Miała być ostatnią wielką elektrownią węglową. Dziś Tchórzewski tłumaczy się, że dostawał analizy, z których wynikało, że to ma sens, więc żeby się go nie czepiać, bo chciał dobrze. Nie wyszło, co zrobić. Opozycja domaga się rozliczenia winnych miliarda złotych strat. Tchórzewski udaje, że nie wie, o co chodzi. „Zakładałem, że Polska odejdzie od węgla w 2060 r., a okazało się, że musi to zrobić o dziesięć lat wcześniej” – wyjaśnia.
Czytaj też: Długie i drogie pożegnanie z węglem
Pomnik w Ostrołęce
Dostawał takie analizy, jakie zamawiał, zresztą od początku dla wszystkich było jasne, że tu nie chodzi o elektrownię, ale o to, że minister chce sobie postawić pomnik. Chciał zademonstrować, jak twarda wola polityczna triumfuje nad regułami ekonomii, prawa, unijnych zobowiązań czy zdrowego rozsądku. Chodziło też o realizację obietnicy, jaką w kampanii złożył jako szef siedlecko-ostrołęckiego okręgu PiS. Ostrołęka miała dostać nową inwestycję, a Siedlce, rodzinne miasto ministra, miało obiecane, że przy budowie znajdzie pracę tamtejszy Polimex Mostostal, w którego ratowanie przed bankructwem Tchórzewski zaangażował całą swoją energię i pieniądze państwowych spółek. To był też środek uspokajający dla górników z walącej się Polskiej Grupy Górniczej, która dostała kontrakt na dostawy 2 mln ton węgla rocznie do projektowanej elektrowni.
Wszystko to miało być sfinansowane z rynku mocy, czyli podatku płaconego przez odbiorców energii. Elektrownia dostała na 15 lat gwarancję dofinansowania, a mimo to projekt był wciąż głęboko nierentowny. Kres temu szaleństwu położył dopiero Daniel Obajtek, który wyrósł na głównego stratega energetycznego PiS. Orlen przejął Energę wraz z jej zobowiązaniami do budowy Ostrołęki C. Obajtek szybko wszystko przekalkulował i doszedł do wniosku, że zamiast brnąć dalej w węglową Ostrołękę, trzeba ten projekt utopić.
Czytaj też: Energia, czyli spór trzech
Zamienił stryjek Rosję na Litwę
Coś trzeba jednak zbudować, bo po Ostrołęce C został kontrakt w ramach rynku mocy zobowiązujący do wytwarzania przez 15 lat energii. Jego niedotrzymanie będzie oznaczało konieczność płacenia potężnych kar. Dlatego w Ostrołęce ma powstać blok gazowy o mocy 700–750 MW, do którego nie potrzeba śląskiego węgla ani gigantycznych konstrukcji z betonu. Jest tylko problem z gazem, bo nie bardzo wiadomo, jak nową elektrownię zaopatrzyć w paliwo. Najprościej byłoby skorzystać z gazu płynącego gazociągiem jamalskim, który biegnie w pobliżu Ostrołęki, ale przecież kończymy kontakty gazowe z Rosjanami.
Dziś więc obowiązuje teoria, że gaz (ok. 1 mld m sześc.) do Ostrołęki popłynie z litewskiego gazoportu w Kłajpedzie. Z Litwinami mamy stosunki nieco lepsze (w końcu to kraj UE), ale nie są one rewelacyjne. Zamienił stryjek... Za parę lat dowiemy się, ile nas to będzie kosztowało.
Czytaj też: Energetyka kontra mróz. Co wyniknie z tej katastrofy?