Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Jadwiga w bieliźniarce. Po co nam banknot 1000 zł?

Prezes NBP Adam Glapiński uważa, że niektórzy wolą trzymać oszczędności w bieliźniarce i mają do tego prawo. Prezes NBP Adam Glapiński uważa, że niektórzy wolą trzymać oszczędności w bieliźniarce i mają do tego prawo. _Alicja_ / Pixabay
Banknot tysiączłotowy lansowany przez prezesa NBP może wreszcie przedstawiać kobietę. Jadwigę Andegaweńską? Adam Glapiński jeszcze się waha. Tyle że wszystko jedno, czyja twarz to będzie, bo niewiele osób ją zobaczy.

Prezes NBP Adam Glapiński, co by o nim nie mówić, jest konsekwentny. Powtarza więc już od kilku miesięcy, że jeżeli zostanie na stanowisku na kolejną kadencję, to wprowadzi banknot o nominale 1000 zł. A żeby było postępowo – to z kobiecą twarzą Jadwigi Andegaweńskiej. Zanim zaczniemy dyskutować, czy Jadwiga, czy może lepiej Anna Jagiellonka, zapytajmy: po co?

Czytaj także: Gdzie teraz trzymać pieniądze

Pieniądz, czyli co?

Studenci na pierwszym roku ekonomii uczą się, że nasze zapotrzebowanie na pieniądz to wypadkowa kilku czynników. Motyw transakcyjny – płacimy za codzienne, zwykle drobne zakupy. Motyw przezornościowy – mamy na niezaplanowane, ale niekiedy konieczne wydatki. Motyw spekulacyjny – a nuż trafi się jakaś atrakcyjna okazja do zainwestowania, z której trzeba szybko skorzystać? I w końcu tezauryzacja – pieniądz to środek przechowywania wartości w czasie. To jednak teoria Keynesa, która powstała, gdy poza gotówką przeciętny konsument nie miał wielu sposobów na obsłużenie swoich transakcji (może jeszcze czeki).

Dziś „pieniądz” oznacza więcej niż „gotówka”. O ile do codziennych zakupów często jeszcze używamy gotówki, choćby dlatego, że nie wszyscy sprzedawcy akceptują karty płatnicze, a bardziej przezorni mają w portfelu również na większe wydatki, gdyby jednocześnie awarii uległa instalacja wodna w domu i okoliczne bankomaty, to inwestujemy i przechowujemy raczej bezgotówkowo. Pieniądz jako symboliczny środek wymiany zawsze miał być przede wszystkim wygodny. Dziś jest taki coraz mniej, a zdecydowana większość z nas otrzymuje dochody na konto bankowe. Dotyczy to nie tylko wynagrodzeń, ale również emerytur i rent – obecnie ZUS przelewa je 77 proc. beneficjentom, a od przyszłego roku będzie to domyślna forma przyznawania nowych świadczeń. Żeby więc uzyskać gotówkę, trzeba udać się do bankomatu lub banku. Tam zaś najczęściej szukamy niższych nominałów, aby uniknąć ciężkich westchnień sprzedawców zmuszonych wydawać resztę z Władysława Jagiełły albo – co gorsza – z Zygmunta Starego i ponaglania przewracających oczami pozostałych klientów. Według Polskiej Izby Handlu przeciętna wartość zakupów w sklepach małoformatowych (do 300 m kw., czyli tam, gdzie najczęściej robimy zakupy) nie przekracza nawet 20 zł (Bolesław Chrobry). Zakupy za 1000 zł to zupełna rzadkość.

Czytaj także: Gotówko, nie znikaj!

Oszczędności w bieliźniarce

Skoro nie transakcje, to może oszczędności? Tak tłumaczy potrzebę wprowadzania na rynek dużych nominałów prezes Glapiński. Mówi, że niektórzy wolą trzymać oszczędności w bieliźniarce i mają do tego prawo. Dzięki dużym nominałom takie oszczędności zajmą mniej miejsca (no bo gdzieś musimy trzymać te nakrochmalone poszewki). Nie brzmi jak uzasadniony powód? Według marcowego badania Krajowego Rejestru Długów prawie połowa Polaków ma oszczędności nieprzekraczające pięciu hipotetycznych banknotów z Jadwigą (lub zupełnie realnych, ale rzadko spotykanych dziesięciu banknotów z Janem III Sobieskim). Nawet wykorzystując stuzłotówki, spokojnie wszystko zmieści się w pudełku po butach. To w sumie dobrze, bo gdzie w dwupokojowym mieszkaniu wstawić bieliźniarkę?

Czytaj także: Co zrobić z jednogroszówkami

Czy z bankami jest coś nie tak?

To nie kończy wątpliwości. Skoro prezes NBP troszczy się, aby ułatwić obywatelom oszczędzanie w domach, to może coś z bankami jest nie w porządku? W końcu jest członkiem Komitetu Stabilności Finansowej, powinien więc być dobrze poinformowany. To jednak obawy dobrze pasujące do epoki nakrochmalonych płócien w bieliźniarce. Nadzór finansowy w Polsce działa i ma się dobrze, stale pilnuje, aby banki nie podejmowały nadmiernego ryzyka, trzymały odpowiednie rezerwy, a nawet gdy jakiś bank przestaje być stabilny, organizuje jego przejęcie przez zdrowszy podmiot (tak było z Idea Bankiem). Jeśliby jednak KNF coś przeoczył i jakiś bank upadł nagle, uniemożliwiając odzyskanie depozytów – jest przecież Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który wypłaci każdemu jego oszczędność, maksymalnie do 100 tys. euro.

Może chodzi więc o to, żeby zabezpieczyć się przed ujemnymi stopami procentowymi? Choć ten temat w ostatnich tygodniach pojawia się w dyskusji, to prawdopodobieństwo, że banki podbierają z kont przeciętnych klientów coś więcej niż standardowe opłaty, jest skrajnie niskie. Pierwszy bank, który by to zrobił, pewnie straciłby szybko część klientów. Nawet gdyby, to oszczędzających gotów jest przed tym bronić i prezes NBP, i prezes UOKiK. Oczywiście, banki są w trudnej sytuacji w związku z niskimi stopami, eksperymentują więc z wprowadzaniem (a raczej przywracaniem obniżonych w lepszych czasach) opłat i prowizji za różne usługi. Nie należy też zapominać, że w ujęciu realnym, a więc z uwzględnieniem inflacji, mamy już od dawna ujemne stopy procentowe. Przeciętne oprocentowanie rocznej lokaty bankowej na początku 2021 r. wynosiło 0,16 proc. Inflacja w tym roku prawdopodobnie przekroczy 3 proc. To jednak nie powód, aby gromadzić poczet królów polskich pod materacem – tam nie zarobią nawet tych 0,16 proc., które da nam za nich bank.

Banknot o nominale 1000 zł bez uzasadnienia

Wprowadzanie do obiegu nominału wartego w przybliżeniu 18 proc. przeciętnego wynagrodzenia nie ma dobrego uzasadnienia. Użyteczność takiego banknotu jako środka wymiany czy przechowywania wartości będzie niewielka, bo mało kto będzie miał okazję i potrzebę, aby z niego skorzystać. Jedyną funkcją nowego banknotu będzie więc symbolizowanie prowadzonej przez NBP pod wodzą Glapińskiego strategii obrony gotówki. Prezes płynie tu pod prąd rynkowym trendom (bezgotówkowe transakcje preferuje coraz więcej nie tylko klientów, ale i sprzedawców) i działaniom administracji publicznej, konsekwentnie wprowadzającej opcje bezgotówkowe w kolejnych obszarach. W tej sytuacji wszystko jedno, czyja twarz pojawi się na banknocie. Niewiele osób będzie ją oglądać, a więc hipotetyczny efekt edukacyjny – niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej argumentują przewagę złotego nad euro tym, że twarze królów i godło na banknotach przyczyniają się do budowania patriotyzmu – będzie zaniedbywalnie mały. Braki kobiecej perspektywy w historii ostatnio świetnie uzupełniają pisarki i pisarze.

Czytaj także: NBP traci resztki wiarygodności. W co gra?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną