Prezes NBP Adam Glapiński, co by o nim nie mówić, jest konsekwentny. Powtarza więc już od kilku miesięcy, że jeżeli zostanie na stanowisku na kolejną kadencję, to wprowadzi banknot o nominale 1000 zł. A żeby było postępowo – to z kobiecą twarzą Jadwigi Andegaweńskiej. Zanim zaczniemy dyskutować, czy Jadwiga, czy może lepiej Anna Jagiellonka, zapytajmy: po co?
Czytaj także: Gdzie teraz trzymać pieniądze
Pieniądz, czyli co?
Studenci na pierwszym roku ekonomii uczą się, że nasze zapotrzebowanie na pieniądz to wypadkowa kilku czynników. Motyw transakcyjny – płacimy za codzienne, zwykle drobne zakupy. Motyw przezornościowy – mamy na niezaplanowane, ale niekiedy konieczne wydatki. Motyw spekulacyjny – a nuż trafi się jakaś atrakcyjna okazja do zainwestowania, z której trzeba szybko skorzystać? I w końcu tezauryzacja – pieniądz to środek przechowywania wartości w czasie. To jednak teoria Keynesa, która powstała, gdy poza gotówką przeciętny konsument nie miał wielu sposobów na obsłużenie swoich transakcji (może jeszcze czeki).
Dziś „pieniądz” oznacza więcej niż „gotówka”. O ile do codziennych zakupów często jeszcze używamy gotówki, choćby dlatego, że nie wszyscy sprzedawcy akceptują karty płatnicze, a bardziej przezorni mają w portfelu również na większe wydatki, gdyby jednocześnie awarii uległa instalacja wodna w domu i okoliczne bankomaty, to inwestujemy i przechowujemy raczej bezgotówkowo. Pieniądz jako symboliczny środek wymiany zawsze miał być przede wszystkim wygodny. Dziś jest taki coraz mniej, a zdecydowana większość z nas otrzymuje dochody na konto bankowe.