Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Licencja na sitwę. Nepotyzm w PiS zostanie

Prezes Jarosław Kaczyński przemawia w trakcie Rady Politycznej PiS. Prezes Jarosław Kaczyński przemawia w trakcie Rady Politycznej PiS. Prawo i Sprawiedliwość / Twitter
Po sześciu latach rządzenia do Prawa i Sprawiedliwości zaczęło docierać, że rozpleniający się nepotyzm jest coraz gorzej postrzegany nawet przez jego wyborców.

Polakami niegłosującymi na tę partię PiS się nie przejmuje – w myśl zasady: „Słychać wycie? Znakomicie!”. Więc partia rządząca postanowiła ułagodzić swoich wyborców uchwałą „antysitwową”. Ma położyć tamę masowemu zawłaszczaniu państwa, ale tylko na pozór.

Czytaj także: Prorodzinna polityka PiS. Posady dla dzieci, małżonków i stryjów

W rzeczywistości uchwała partyjna jest kpiną z inteligencji sympatyków własnej partii, którzy mogą zrewanżować się spadkiem popularności PiS w sondażach. I puszczaniem oka do kolegów, przeciwko którym niby jest wymierzona. Symbolem nepotyzmu w szeregach PiS stała się żona bardzo prominentnego posła Sobolewskiego, słynna kolekcjonerka rad nadzorczych. Na tym samym zjeździe, na którym powstała uchwała „antysitwowa”, poseł Sobolewski został awansowany na sekretarza generalnego, a kolekcja rad nadzorczych żony nie stała się żadną przeszkodą!

Nepotyzm w PiS nie zniknie

W sytuacjach nadzwyczajnych nepotyzm nadal będzie uprawiany. O tym, czy sytuacja jest nadzwyczajna i żonie, mężowi, dzieciom czy pociotkom jednak państwowa posada się należy, decydować ma minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Ten sam, pod okiem którego kolesiostwo i rozdawanie posad kwitnie. Częścią tego dealu miedzy partią a kolesiami jest niepisana umowa, że z pieniędzy, które zarobili na państwowych posadach, wspomagają fundusze wyborcze partyjnych kolegów.

Każda ekipa rządząca ulegała pokusom zawłaszczania państwa. Prawo i Sprawiedliwość uznało jednak i głosiło pogląd, że się „to im po prostu należy” (to opinia byłej premier Beaty Szydło). Po wygranych wyborach w 2015 r. czystki w spółkach kontrolowanych przez państwo, a także w instytucjach państwowych i administracji stały się powszechne. Miało je uzasadnić przekonanie, że zwalniani nie są sympatykami PiS, więc nie będą realizować programu partii. O tym, że w spółkach skarbu państwa mają pracować kompetentni fachowcy, dzięki pracy których firma będzie zarabiać i się rozwijać, przestano mówić. Posady stały się nagrodą za działalność partyjną, powyborczym łupem. Czyszczenie odbywa się „do spodu”.

Czytaj także: Kaczyński zachęcał Szydło, by „pokazała pazurki”. I pazurki podrapały PiS

Państwo stało się łupem

Podobnie działo się w administracji państwowej. PiS zniszczył służbę cywilną, wywalił urzędników, uczonych wcześniej, że mają pracować dla państwa, a nie dla partii. Zatrudnił swoich, którzy w realizację programu partii będą bardziej zaangażowani. I – jak zapowiedział na sobotnim zjeździe prezes Kaczyński – będzie zwalniać nadal. Zastępując fachowców osobami lojalnymi wobec partii, a więc kolesiami. Partyjnymi kolegami albo członkami ich rodzin. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po prostu – partia sprywatyzowała państwo.

Polacy na początku przyjmowali to ze spokojem. Najpierw jednak nerwy puściły posłom Prawa i Sprawiedliwości, którym prezes obciął wynagrodzenia, gdy premie, chociaż „się należały”, negatywnie odbiły się na sondażach. Posłowie poczuli się skrzywdzeni. Skrzywdzeni tym bardziej, że wiedzieli, iż rodziny prominentnych działaczy czerpią z państwowych spółek pełnymi garściami. Uznali, że to niesprawiedliwe, oni mają za mało. Ulubioną przez rodziny działaczy formą dojenia stał się udział w radach nadzorczych. Robota żadna, trzeba się stawić na posiedzenie raz w miesiącu lub rzadziej, a apanaże sowite. O tym, że niekompetentne osoby zasiadają nawet w radach nadzorczych banków, zaczęło robić się coraz głośniej. Ich rola ma się sprowadzać tylko do jednego – wybrania na prezesa i do zarządu banku osób wskazanych przez partię. O tym, żeby rada nadzorcza – jak tego wymaga kodeks spółek handlowych – patrzyła zarządom na ręce i pilnowała, by w spółkach nie dochodziło do nieprawidłowości, mowy w tej sytuacji raczej nie ma.

Czytaj także: PiSancjum. Dygnitarze „dobrej zmiany”

Kaczyński kolesiostwa nie powstrzyma

Powoli, ale jednak nasilające się kolesiostwo zaczęło kłuć w oczy nie tylko Polaków niezwiązanych z PiS, ale także partyjnych. Nawet w partii coraz głośniej mówi się o „tłustych kotach” dojących państwo bez poczucia przyzwoitości, chociaż jeszcze nie tak dawno prezes zapewniał, że do władzy nie idzie się dla pieniędzy. W partii rządzącej władza oznacza właśnie pieniądze, coraz większe pieniądze. Świadomość jej nadużywania zaczęła odbijać się na sondażach. Jarosław Kaczyński postanowił, że coś z tym fantem trzeba zrobić. Tak powstał pomysł „uchwały antysitwowej”.

Miała zamydlić oczy niezadowolonym. Sprawiać wrażenie, że PiS chce ukrócić apetyt i możliwość żerowania na państwie tłustym kotom. Ale prezes dobrze wie, że już tego zrobić nie może, bo przestanie kontrolować partię. Narazi się na nieposłuszeństwo jej członków. Bo spoiwem łączącym jej wielu członków wraz z rodzinami jest posiadanie władzy, która stwarza możliwość obłowienia się na państwie. Trzeba korzystać, bo – być może – czas skoku na państwo dobiega końca. Jeśli tej możliwości zabraknie, partia może się rozlecieć. Po co więc mają w niej być?

Mariusz Janicki: Kryzys strategii PiS

Prezes Kaczyński dobrze wie, że wielu jego ludzi walczyło o zdobycie władzy dla niego także dlatego, że liczyli, że im również coś skapnie, oni też się pożywią. I teraz właśnie się żywią, ile się da. Więc dlatego cała ta uchwała „antysitwowa” jest kpiną. Kpiną zakończoną stwierdzeniem, że w sytuacjach nadzwyczajnych rozdawanie posad dla swoich jest dopuszczalne. Ostatnie zdanie unieważnia wszystko, co napisano w uchwale wcześniej, jest jedną, szeroko otwartą bramą jej obejścia. Głównym rozdawcą stanowisk w spółkach kontrolowanych przez państwo, czyli partię, był minister Jacek Sasin. Ten sam minister teraz ma orzekać, czy sytuacja jest już nadzwyczajna, czy też może towarzyszowi partyjnemu zatrudnienia żony w radzie nadzorczej lub innej funkcji odmówić. O stanowiskach najwyższych, tak jak do tej pory, i tak zapewne decydować będzie Nowogrodzka.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną