„Czy wyście powariowali?” – grzmiał na rządzących na Twitterze w sylwestrowym orędziu szef Platformy Obywatelskiej. „Przecież ludzie nie przeżyją takich podwyżek”. Niemal natychmiast odpowiedział mu premier Morawiecki. I okazało się, że gazowa drożyzna to oczywiście wina Tuska. To zabawne, że politycy PiS potrafią kreować go na wszechpotężnego demiurga: mógł sprawić, że gaz w Europie będzie tani, a nie sprawił. Więc niech się nie dziwi drożyźnie.
W jaki sposób szef PO miał to zrobić? Morawiecki to wie: mógł wpłynąć na Angelę Merkel i nie dopuścić do budowy Nord Stream II, mógł też wpłynąć na UE, by zrezygnowała ze swoich planów klimatyczno-energetycznych, i ceny uprawnień do emisji CO2 nie byłyby tak drogie. Dobrze przynajmniej, że nie przypomniał, jak Tusk obiecywał Polakom, zapomniany dziś, gaz łupkowy. Mieliśmy stać się potęgą gazową na miarę Norwegii. Gdybyśmy mieli ten gaz, nie musielibyśmy się martwić gazpromowską grą gazową.
Czytaj także: Ceny gazu przebiły sufit. Kurkiem kręci Putin
Panika w obozie władzy
Widać, że w obozie władzy zapanowała panika. Nie tylko z powodu kryzysu energetycznego i paliwowej drożyzny, ale także tego, że opozycja sięga po broń, którą kiedyś skonstruowali spin doktorzy PiS. I oni mogą poczuć skuteczność hasła „Polska w ruinie”, gdy ludzie zobaczą, ile muszą płacić za prąd, gaz, paliwo. Dlatego Morawiecki zapewnia, że ceny gazu, owszem, rosną, ale płace bardziej, więc Polacy zyskują.