Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Rewolucja w węglowym raju. Australia zamyka największą elektrownię

Siedziba Origin Energy Siedziba Origin Energy Jason Reed / Forum
Największa australijska elektrownia węglowa Eraring zostanie wkrótce zamknięta. Jej właściciel doszedł do wniosku, że produkcja energii z węgla przestała się opłacać. Węgiel nieopłacalny? W Australii, ojczyźnie kangurów, strusi i taniego węgla?! Koniec świata.

Elektrownia Eraring w pobliżu Sydney nad jeziorem Macquarie w Nowej Południowej Walii, o mocy blisko 3 tys. MW, to taki australijski odpowiednik naszego Bełchatowa. Oczywiście nasz Bełchatów dysponuje większą mocą i jest na węgiel brunatny, a nie kamienny, ale pełni podobną rolę w systemie energetycznym. I właśnie Eraring zostanie wyłączona w 2025 r., na siedem lat przed wcześniej planowanym finałem. Jej właściciel spółka Origin Energy doszła do wniosku, że nie jest w stanie konkurować z „napływem odnawialnych źródeł energii”. Gdy do takich wniosków dochodzą zarządzający polskimi spółkami energetycznymi, można ich zrozumieć. Drogi węgiel, coraz droższe koszty emisji CO2, niechęć sektora bankowego do finansowania brudnej energii, obawy, że odbiorcy też będą grymasić, rosnąca produkcja ze źródeł odnawialnych – wszystko to sprawia, że poszukują sposobów pozbycia się węglowych elektrowni. Ale nie zamknięcia, co najwyżej na razie przejęcia ich przez budżet państwa.

Czytaj także: Jak Niemcy pożegnali się z kopalniami

Australia stoi na węglu

Ale Australia to przecież węglowe antypody. Tam wszystko jest odwrotnie. Węgiel jest tam energetycznym i ekonomicznym fundamentem. Australia ma podobny do polskiego udział węgla w bilansie energetycznym – prawie 50 proc. to węgiel kamienny plus kilkanaście procent brunatny. Nic dziwnego, w końcu mówimy o światowym mocarstwie węglowym. Australia i Indonezja walczą o globalny prymat pierwszeństwa, Australia jest liderem pod względem wartości eksportu węgla, Indonezja ilości.

Reklama