Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Balans na cienkim drucie. Awaria elektrowni w Bełchatowie

Elektrownia Bełchatów Elektrownia Bełchatów Andrzej Hulimka / Forum
Potężna awaria elektrowni w Bełchatowie pokazuje, w jak opłakanym stanie jest polska elektroenergetyka. Potrzeba pilnych inwestycji w nowe źródła energii, w magazyny energii, być może w atom. Niewiele się jednak w tym kierunku dzieje.

W poniedziałkowy wieczór stanęły niemal wszystkie bloki w Elektrowni Bełchatów, największym polskim producencie energii elektrycznej. Z 11 pracował tylko jeden. Pierwszy doniósł o tym dziennikarz internetowego radia Nowy Świat (stworzonego przez dziennikarzy, którzy odeszli z Trójki), co świadczy o profesjonalizmie elektronicznych mediów finansowanych społecznościowo.

Czytaj także: Dokąd zmierza unijna i polska transformacja energetyczna?

Tym razem bez blackoutu

Powodem dramatycznych wydarzeń w Bełchatowie jest, jak się przypuszcza, awaria, do której doszło w jednej ze stacji rozdzielczych Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE). To największe tego typu zdarzenie, które szczęśliwie nie doprowadziło do efektu domina, czyli wyłączania się bloków w kolejnych elektrowniach, i blackoutu – pozbawienia prądu mieszkańców dużej części Polski. Mieliśmy w przeszłości już takie zdarzenia. O tych, które udało się w porę opanować, zwykle się nie dowiadujemy. Bo polska elektroenergetyka balansuje nieustannie na bardzo cienkim drucie.

Czytaj także: Energetyka – przepalane pieniądze

Bełchatów zaspokaja 20 proc. zapotrzebowania Polski na energię. Kiedy nagle wypada z systemu zaopatrzenia 3,9 tys. MW, robi się gorąco. W poniedziałkowy wieczór szczęśliwie Polska nie potrzebowała rekordowego zasilania. Wystarczyło ponad 20 tys. MW, z czego krajowe elektrownie były w stanie dostarczyć 17–18 tys. MW. Resztę trzeba było importować od niemal wszystkich sąsiadów.

Reklama