Jak ustalił portal WysokieNapiecie.pl, już trzy wielkie państwowe spółki złożyły w URE wnioski o podwyżki cen dla odbiorców domowych. Bo odbiorcy prowadzący działalność gospodarczą, którzy zdani są na kaprysy państwowej energetyki, dostają już od dawna informacje o nowych cenach.
Ceny prądu w górę. Czeka nas niespotykany wzrost kosztów energii
O ile wzrosną nasze domowe rachunki, jeszcze nie wiadomo, ale z cen notowanych na Towarowej Giełdzie Energii wynika, że sporo. Prezes URE zatwierdzający taryfy musi brać pod uwagę uzasadnione koszty spółek energetycznych, w tym tę najważniejszą, czyli ceny energii, jakich życzą sobie ich wytwórcy. A takich wzrostów na TGE jak obecnie nie notowano jeszcze nigdy w historii. Na tzw. rynku bilansującym cena dochodzi do 2,5 tys. zł za megawatogodzinę (MWh). Tymczasem średnia cena, po jakiej gospodarstwa domowe (taryfa G11) dziś jeszcze kupują prąd, to 400 zł/MWh.
Oczywiście żadne gospodarstwo domowe nie rozlicza się w megawatogodzinach, bo zużycie w ciągu całego roku to w sumie 0,9–1,4 MWh. Jednak trzeba też pamiętać, że sama cena prądu to tylko połowa rachunku, jaki musimy uregulować, resztę stanowią opłaty za dostarczenie tej energii do naszego mieszkania. I właśnie z tymi opłatami dziś niektóre spółki energetyczne kuglują, zwłaszcza te, które zawarły umowy gwarantujące odbiorcom stałą cenę energii przez rok czy dwa lata. Prąd więc sprzedają po cenie jak dawniej, za to radykalnie rosną dodatkowe pozycje, np. „opłata handlowa”.
Czytaj także: Chrust plus i wracamy do PRL. Czym będziemy grzać?