Morawiecki kontra Sasin, czyli polska wojna atomowa. Projekty nadal bez konkretów
I to nie jest nasze ostatnie słowo, bo w zapowiedziach słyszymy o kolejnych atomówkach. Obawiam się jednak, że będą to inwestycje, które dopiszemy do długiej listy projektów z planu Morawieckiego. Pamiętacie te luxtorpedy, miliony aut elektrycznych, dronów czy robotów medycznych, które miały rzucić świat na kolana? Co szkodzi, by teraz do tej listy dopisać sześć, a może więcej, elektrowni atomowych? Obawiam się, że będą równie realne jak tamte fantomy z zapomnianego już rządowego programu. A za rok, po przegranych – jak mniemam – wyborach, będzie można mówić: gdybyśmy dalej rządzili, powstałoby tyle elektrowni jądrowych, że nawet Francja by nam zazdrościła.
Czytaj także: Prąd z atomu w każdym domu? Będzie nas słono kosztował
Atom za atomem. Baśnie Morawieckiego
Dziś premier Morawiecki z równym przekonaniem reklamuje podjętą właśnie rządową uchwałę w sprawie budowy pierwszej elektrowni przez amerykańską firmę Westinghouse w Lubiatowie-Kopalinie na Pomorzu. Powstać tam mają trzy reaktory AP1000. W tym samym czasie jego rywal wicepremier Jacek Sasin pojechał do Seulu, by patronować umowie w sprawie budowy elektrowni jądrowej, którą koreańska firma KHNP miałaby wybudować w Pątnowie. To konkurencyjny projekt wobec rządowego, przedstawiany jako niezależna państwowo-prywatna inwestycja spółek energetycznych – kontrolowanego przez Skarb Państwa PGE i kontrolowanego przez właściciela Polsatu Zygmunta Solorza-Żaka ZE PAK.