Stopy procentowe po raz kolejny pozostały niezmienione – ta referencyjna wynosi wciąż 6,75 proc. Nie znaczy to jednak, że wokół Rady Polityki Pieniężnej zrobiło się nudno. Przeciwnie, coraz bardziej intensywna staje się dyskusja o perspektywie obniżek stóp. Jeszcze niedawno taki scenariusz wydawał się odległy. Jednak dość wyraźne spowolnienie inflacji w marcu i kwietniu (z ponad 18 proc. w lutym do 14,7 proc. w poprzednim miesiącu) zachęciło część członków Rady kojarzonych z partią rządzącą do wysyłania gołębich sygnałów. Na przykład Ireneusz Dąbrowski jasno stwierdził, że w przypadku dalszego wyraźnego spadku inflacji RPP rozważy obniżkę stóp zaraz po wakacjach.
Czytaj także: Inflacja. Lepiej, ale wciąż źle. Podwyżki się nie skończyły
Prezent przed wyborami
Czyli we wrześniu. PiS z pewnością liczy na taki prezent przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, które odbędą się zapewne w październiku. Zwolennicy cięcia stóp czekają zwłaszcza na przełamanie granicy 10 proc. – jeśli w wakacje roczny wskaźnik inflacji rzeczywiście spadnie do poziomu jednocyfrowego, wtedy dyskusja o poluzowaniu polityki pieniężnej stanie się gorąca. Tym bardziej że z punktu widzenia członków RPP kojarzonych z opozycją taka obniżka w tym roku wydaje się absurdalna. Wskazują oni chociażby na bardzo wysoką i wciąż rosnącą inflację bazową (pomijającą tradycyjnie najbardziej zmienne ceny żywności i paliw), która przekracza 12 proc. Do tego nawet zejście „zwykłej” inflacji lekko poniżej 10 proc. nie sprowadzi jej w okolice obecnej stopy referencyjnej. Nie mówiąc już o celu inflacyjnym Narodowego Banku Polskiego, który wynosi przecież zaledwie 2,5 proc.
Działa efekt bazy
Pewne wyhamowanie tempa wzrostu cen, nazywane przez obóz rządzący dezinflacją, wynika przede wszystkim z efektu bazy, czyli eliminowania z danych o rocznej inflacji najgorszych miesięcy ubiegłego roku. A te były właśnie wiosną, gdy w pełni odczuliśmy skutki rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Maj i czerwiec powinny przynieść dalsze spowolnienie inflacji, ale potem będzie już trudniej, bo w wakacje ubiegłego roku ceny były dość stabilne. Przeciwnicy zbyt szybkiego cięcia stóp wskazują, że walka z uporczywie wysoką inflacją będzie długa i trudna. Zaś zwolennicy argumentują, że nie można patrzeć tylko na inflację, lecz także na sytuację gospodarczą, np. na mocne spowolnienie w Polsce. Rachunek w Radzie jest bardzo prosty – to nominaci Sejmu (kontrolowanego przez PiS) i prezydenta mają w niej razem z prezesem NBP komfortową większość.
Czytaj także: Dlaczego inflacja tak spadła? To efekt bazy, drożyzna z nami zostaje i ma się dobrze
Przegrzanie rynku nieruchomości
Tymczasem jeszcze przed rozpoczęciem obniżek stóp siła polityki pieniężnej jest nieustannie osłabiana przez rząd, rozdający przedwyborcze prezenty. Najnowszy przykład to zapowiadany kredyt hipoteczny „na 2 proc.”. Deweloperzy już widzą zwiększone zainteresowanie na rynku, bo część klientów spieszy się z zakupem mieszkań. Wiedzą bowiem doskonale, że dostępna oferta jest uboga z powodu wstrzymania wielu inwestycji, a nawet ich odmrożenie nie poprawi sytuacji w najbliższych miesiącach. W efekcie już teraz ceny nieruchomości, stabilne przez ostatnie miesiące (to właśnie zasługa wzrostu stóp), zaczynają rosnąć, a gdy ruszy kredyt z rządową dopłatą, z pewnością mieszkania zdrożeją bardzo wyraźnie. Jeśli jeszcze dojdą do tego obniżki stóp już od jesieni, to czeka nas szybkie przegrzanie rynku nieruchomości. Kredyty rzeczywiście nieco stanieją, ale za to ceny mieszkań i domów wzrosną nieproporcjonalnie bardziej. Kto liczy, że inflację właśnie udało się poskromić, może przeżyć srogi zawód.
Czytaj także: Stopy wyborcze. Przed nami dalszy ciąg huśtawki nastrojów mieszkaniowych