Obajtek stawia na kobiety i przejmuje energetykę. Jest nowa minister i pełnomocnik rządu ds. atomu
Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen, po przejęciu sporej części polskiego sektora paliwowo-energetycznego przejmuje też powoli władzę nad administracją państwową, która za ten sektor odpowiada. Robi to, obsadzając urzędy swoimi ludźmi. Właśnie osiągnął kolejny sukces: premier Mateusz Morawiecki odwołał Mateusza Bergera, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, i powołał na jego miejsce Annę Łukaszewską-Trzeciakowską. Nowa pani minister i pełnomocnik ostatnio była wiceministrem klimatu, prawą ręką minister Anny Moskwy. Obie panie na swoje stanowiska trafiły bezpośrednio z Orlenu. Nie trzeba dodawać, z czyjej rekomendacji.
Czytaj także: Życie usłane Lotosem. Ile ludzie Obajtka zarabiają w norweskiej spółce Orlenu
Obajtek stawia na kobiety. I chce ciągnąć za wszystkie sznurki
Od jednego ze współpracowników Obajtka usłyszałem, że prezes większym zaufaniem darzy kobiety, bo na facetach kilka razy się sparzył. Po niewczasie okazywało się, że mieli własne interesy, prowadzili swoją polityczną grę i trzeba się było ich pozbyć. Natomiast kobiety go nie zawiodły, czego dowodem m.in. Anna Moskwa, Anna Łukaszewska-Trzeciakowska czy Iwona Waksmundzka-Olejniczak (prezes PGNiG). Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej to z punktu widzenia Orlenu osoba o kluczowym znaczeniu, bo nadzoruje państwowe spółki przesyłowe (PSE, Gaz-System i PERN), a także spółkę Polskie Elektrownie Jądrowe odpowiadającą za przygotowania pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Orlen zaś, jako koncern multienergetyczny, chce mieć kontrolę nad wszystkimi działaniami państwowych sieci przesyłowych – elektrycznych, gazowych i naftowych. Także sprawy atomu nie są mu obce.
Instytucja ministra pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej została stworzona po to, by spełnić unijne wymogi, zgodnie z którymi sieci muszą pozostać neutralne i dostępne dla wszystkich graczy rynkowych. Komisja Europejska pilnuje, by ta sama osoba nie trzymała w ręku produkcji energetycznej i jej przesyłu. Nie przewidziała jednak, że można dokonać formalnego rozdziału, a za sznurki będzie pociągał ten sam człowiek: prezes „wszystko mogę” Obajtek.
Czytaj także: Po co PiS-owi wielkie państwowe monopole? Obajtek jest tu tylko narzędziem
Dlaczego Berger stracił stanowisko
Dlaczego Mateusz Berger – bliski współpracownik premiera Morawieckiego – stracił stanowisko? Są różne teorie. Najprostsza mówi, że był zaufanym człowiekiem premiera, a nie prezesa Orlenu. Są też inne, od takich, że sam zrezygnował, przez taką, że ma trafić do jakiejś spółki Skarbu Państwa, aż po tę, że zawalił sprawy negocjacji z Amerykanami w sprawie budowy elektrowni atomowej. Nie narządził się zbyt długo, bo niespełna rok. W tym czasie czyścił spółki z ludzi swojego poprzednika Piotra Naimskiego, bo taka jest logika politycznej wendetty. Jeśli patron padnie, wycina się jego ludzi.
Berger w lipcu ubiegłego roku zastąpił Piotra Naimskiego, który wyleciał ze stanowiska z hukiem na skutek długotrwałego konfliktu z prezesem Obajtkiem.
Naimski kontra Obajtek
Naimski to przez lata był w PiS monument – weteran opozycji, przyjaciel Antoniego Macierewicza, od wielu dziesięcioleci energetyczny ekspert i partyjny autorytet, doktor nauk przyrodniczych, nauczyciel akademicki, wychowawca pokoleń menedżerów energetyki. A jednak zderzenia z wszechmogącym wójtem Pcimia nie przetrwał. Lista konfliktów, do jakich doszło na linii Obajtek–Naimski jest długa. Jednak najpoważniejszy dotyczył fuzji Orlenu z Lotosem. Naimski nie ukrywał, że jest tej operacji przeciwny, bo to działanie na szkodę polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Kiedy sprawa stanęła na ostrzu noża, Kaczyński musiał wybierać: autorytet, wiek i doświadczenie Naimskiego czy młodość, entuzjazm i urok przebojowego wójta. Kaczyński darzy Obajtka wyjątkową estymą, więc wybór był prosty. Skończyła się rządowa kariera Naimskiego, zaczęły się za to kłopoty Obajtka z kolejnymi aferami ujawnianymi przez media.
Przypadek? Obajtek wie dobrze, że o przypadku nie mowy. Jego przeciwnik dużo może. Był przecież szefem służb specjalnych w czasach, gdy Obajtek jeszcze chodził do szkoły.
Co czeka Łukaszewską-Trzeciakowską?
Zobaczymy, jak spisze się Anna Łukaszewska-Trzeciakowska. Czeka ją trudne zadanie związane z popychaniem procesu budowy elektrowni jądrowej. Choć decyzje zapadły, umowa z konsorcjum Westinghouse-Bechtel została podpisana i przygotowania trwają, to wciąż nie wiadomo, jak ta inwestycja zostanie sfinansowana. Polski rząd dość optymistycznie założył, że uda się Amerykanów namówić do zaangażowania kapitałowego. Czyli, że wybudują elektrownię w dużym stopniu za własne pieniądze, które potem będą odbierać sobie ze sprzedaży energii z polskiego atomu. Wykonawcy jednak wyraźnie się do tego nie palą. Zbudować i zainkasować, to owszem. Ale latami tkwić w państwowej spółce energetycznej? Never ever. Trudno się dziwić. Widzą, na jak ruchomych piaskach stoi dziś polska energetyka. I nie tylko ona.
Czytaj także: Atomówka w każdej gminie. Nikt nam tyle nie da, ile nam PiS obieca