Wojsko przemaszerowało, czołgi przejechały, na niebie nie zabrakło samolotów – defilada w rocznicę Bitwy Warszawskiej to jasny komunikat dla świata o militarnych ambicjach Polski. Powstaje wielka armia mająca zapewnić bezpieczeństwo w świecie, w którym zagrożenie pełnowymiarową wojną stało się realne.
Wojsko nie od parady
Rosyjska agresja na Ukrainę przypomniała, że wojsko jest potrzebne nie tylko na parady. Z kolei realia wojny trwającej za wschodnią granicą pokazały, że zmieniają się militarne technologie, ale nie zmienia charakter wojennych zmagań i ciągle do ich analizy można stosować traktat „O wojnie” Carla von Clausewitza.
Potrzebujemy więc silnej armii, odpowiednio licznej i uzbrojonej w najnowocześniejszy sprzęt, argumentują politycy obozu władzy. W ślad za słowami idą wielomiliardowe zakupy uzbrojenia, w tym roku udział wydatków na obronność ma osiągnąć 4 proc. PKB, rekord w historii III Rzeczpospolitej dostrzeżony przez sojuszników z NATO. I zapewne też odnotowany przez wrogów w Moskwie i Mińsku.
O sensowności dokonanych już zamówień i zaplanowanych wydatków piszą nieustannie eksperci w dziedzinie wojskowości, świetną syntezę przedstawił Marek Świerczyński w „Polityce”. Mało kto kwestionuje konieczność modernizacji i wzmocnienia sił zbrojnych. Armia to jednak tylko jeden z elementów systemu bezpieczeństwa i odporności państwa i społeczeństwa. Element niezbędny, wręcz kluczowy, ale też niezwykle kosztowny.