Mieszkania i kredyty. Czy nowy rząd wejdzie na minę, jaką zostawia mu PiS?
Bezpieczny Kredyt 2 proc. nie zapewnił PiS utrzymania się przy władzy. Nie znaczy to jednak, że szybko zniknie. Przeciwnie: zatrząsł polskim rynkiem nieruchomości w stopniu, jakiego chyba nikt się nie spodziewał, łącznie z jego twórcami. Według danych z początku października Polacy zgłosili już ponad 60 tys. wniosków o ten kredyt z dopłatą, dzięki której raty są dużo mniejsze niż w przypadku zwykłych pożyczek na zasadach komercyjnych. Liczba chętnych nie tylko wciąż szybko rośnie, ale też okazała się zupełnie inna od rządowych założeń. Przygotowywanych bez rzetelnych analiz, bo w trakcie kampanii wyborczej. Już pod koniec września wartość podpisanych umów Bezpiecznego Kredytu prawie dwukrotnie przekroczyła sumę przewidzianą na ten rok w ustawie. A to przecież dopiero początek. Eksperci spodziewają nawet 100 tys. wniosków o taki kredyt złożonych do końca roku. Skutkiem ubocznym są ogromne zatory w bankach uczestniczących w programie – na decyzję kredytową czeka się znacznie dłużej niż jeszcze niedawno.
Jak zatrzymać mieszkaniowe szaleństwo?
To jednak wcale nie najpoważniejszy problem. Według analiz HRE Investment Trust ogromne zainteresowanie kredytami współfinansowanymi przez wszystkich podatników będzie mieć bardzo poważne konsekwencje już na początku 2024 r. Zimą może wyczerpać się pula środków przewidzianych na bieżący i kolejny rok, a to oznacza, że banki będą musiały wstrzymać przyjmowanie wniosków. To mina, na którą szybko może wpaść nowy rząd. Ma dwie możliwości. Jedna to szybkie zwiększenie środków przewidzianych na dopłaty do Bezpiecznego Kredytu 2 proc. – tak, aby przynajmniej przez kilka miesięcy przyszłego roku chętni mogli dalej wnioskować o wsparcie.