„O godz. 10:45 odnotowano rekordową wartość krajowego zapotrzebowania na moc w wielkości 28 416 MW. Jest ona wyższa o prawie 800 MW od poprzedniej wartości maksymalnej, odnotowanej 12 lutego 2021 r.” – zakomunikowały Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) zarządzające polskim systemem elektroenergetycznym. Gdyby w tym momencie doszło do awarii w którejś z elektrowni, moglibyśmy mieć blackout, a takie w przeszłości już się zdarzały. Na szczęście nic się nie zdarzyło, a ponieważ takie szczytowe zapotrzebowania nie trwają długo, sytuacja wróciła do normy. PSE nie informują, by musiały skorzystać z DSR (Demand Side Response), czyli czasowej redukcji poboru mocy przez odbiorców energii, by utrzymać stabilne funkcjonowanie systemu elektroenergetycznego.
Czytaj także: Problemy wysokiego napięcia. 11 energetycznych wyzwań dla nowego rządu
Prądożerne pompy ciepła
Co się jednak stało, że popyt na energię tak wystrzelił? Oczywiście nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by to ustalić, wystarczy spojrzeć na termometr za oknem. „Na tak istotny wzrost zapotrzebowania na moc wpłynęła przede wszystkim niska temperatura powietrza” – wyjaśniają PSE. A to z kolei wiązane jest faktem, że do ogrzewania domów coraz powszechniej stosowane są pompy ciepła. To urządzenia zapewniające tanie i ekologiczne ogrzewanie czerpiące ciepło z natury. Pompa wymaga jednak zasilania energią elektryczną, a im jest zimniej, tym intensywniej musi pracować. Na dodatek w wielu domach zainstalowane są tanie chińskie urządzenia o niskim COP (Coefficient of Performance). To współczynnik wydajności pokazujący, ile energii elektrycznej zużywa pompa na jednostkę ciepła. Takie tanie pompy mają podgrzewające grzałki, więc wszystko to dodatkowo nakręca pobór prądu. Jeśli niska temperatura za oknem spotka się z rannym szczytem zapotrzebowania na energię, mamy to, co wczoraj.
OZE działają także zimą
„W okresie rekordowego zapotrzebowania elektrownie i elektrociepłownie węglowe oraz gazowe pracowały z mocą około 23 GW, a farmy wiatrowe i instalacje fotowoltaiczne z mocą około 4,7 GW” – informuje PSE. To pokazuje, jak istotną rolę odgrywają odnawialne źródła energii. Kiedyś panowało przekonanie, że w czasie zimowych, mroźnych i bezwietrznych, wyżów możemy polegać tylko na konwencjonalnych, głównie węglowych źródłach. A tu proszę bardzo – 4,7 GW. Całkiem nieźle. To w dużym stopniu zasługa fotowoltaiki, bo słońca ostatnio nie brakuje. Mimo to konieczny okazał się import energii, który sięgnął 582 MW.
Czytaj także: Czarno o zielonej energii. Wpadła w sieci państwowych spółek, a PiS jej nie lubi
Inteligentna taryfa dynamiczna
Takie nerwowe sytuacje będą się zdarzać coraz częściej, bo z naszą elektroenergetyką nie jest najlepiej, o czym w „Polityce” piszemy regularnie. Być może jakimś doraźnym ratunkiem staną się dynamiczne taryfy prądu, które mają wejść w tym roku. Kiedy prądu jest w bród, będzie tani jak barszcz (na rynku hurtowym bywają już ceny ujemne), ale jak będzie go brakować, jak we wtorek, może kosztować bardzo dużo. Sensem taryfy dynamicznej jest dostosowanie rytmu wykorzystywania energii (w naszych domach najbardziej prądożernych urządzeń) do jego bieżącej dostępności. To wymaga jednak powszechnego stosowania inteligentnych liczników (te zaczęli dopiero wymieniać niektórzy dystrybutorzy), a potem inteligentnych urządzeń elektrycznych w naszych domach. Czyli raczej nieprędko.