Do ratowania Poczty Polskiej nowa rada nadzorcza wyznaczyła wczoraj Sebastiana Mikosza, do tej pory związanego przede wszystkim z branżą lotniczą. Dwukrotnie był prezesem Lotu (lata 2009–11 i 2013–15) – w czasach bardzo trudnych dla linii, gdy była zagrożona upadłością, a uratowała ją pomoc publiczna, czyli wsparcie podatników. Teraz Mikosz dostaje kolejną misję z kategorii tych beznadziejnych. Straty Poczty Polskiej za ubiegły rok sięgnęły prawie 800 mln zł, a państwowy moloch, zatrudniający ponad 60 tys. osób, jest bliski utraty płynności finansowej. PiS zostawił Pocztę w stanie nawet nie przedzawałowym, a wymagającym natychmiastowej reanimacji.
Czytaj także: Poczta Polska w zaklętym kręgu – bez pieniędzy traci na znaczeniu
Misja z rodzaju beznadziejnych – dzięki PiS
To efekt politycznych nominacji ostatnich lat, zwłaszcza od wiosny 2020 r., czyli czasu planowanych wyborów kopertowych, w których Poczta Polska miała odegrać kluczową rolę. Wówczas rządzący politycy wymienili zarząd spółki na w pełni bezpiecznych dla siebie nominatów, tyle że bez żadnego doświadczenia w branży logistycznej. Do tego PiS nie potrafił porozumieć się z Komisją Europejską, aby rekompensować na bieżąco Poczcie straty z pełnienia przez nią funkcji operatora wyznaczonego. W praktyce oznacza to, że Poczta musi utrzymywać sieć ponad 7 tys. placówek w całym kraju i dostarczać przesyłki wszędzie – także tam, gdzie jest to zupełnie nieopłacalne.
Pierwszy krok ratowania Poczty to uwolnienie tej pomocy z budżetu. Do Sejmu trafił poselski projekt wsparcia dla spółki. Poselski, a nie rządowy, bo tak będzie można szybciej go uchwalić, pomijając np. etap konsultacji. Najpierw Poczta ma dostać ok. 700 mln zł, a w przyszłym roku następne pieniądze – w sumie aż 2 mld zł. Ta kroplówka, jeśli trafi do Poczty szybko, rzeczywiście pozwoli jej przeżyć. Ale nie może być wykorzystana na inwestycje, czyli rozwój, którego państwowe przedsiębiorstwo bardzo potrzebuje. Dzisiaj bowiem przegrywa na rynku kurierskim z prywatną i zagraniczną konkurencją.
Czytaj także: Worek bez dna. Poczta Polska podnosi ceny. Znowu
Sebastain Mikosz, prezes do zadań specjalnych
Od nowego prezesa pracownicy Poczty oczekują przede wszystkim konkretnych planów, dzięki którym firma przestanie kojarzyć się z brakiem perspektyw i fatalnymi wynagrodzeniami. Dzisiaj większość pocztowców dostaje płacę minimalną, atmosfera w firmie jest fatalna, motywacja zerowa, a dotychczasowy zarząd nieustannie tłumaczył, że pieniędzy na porządne podwyżki nie ma. Mikosz musi również nawigować między kilkudziesięcioma związkami zawodowymi, z których dotąd część żyła bardzo dobrze z poprzednimi władzami, a reszta próbowała – bez specjalnych sukcesów – organizować protesty. Czy nowemu prezesowi pomoże doświadczenie z Lotu, gdzie również miał przeciw sobie szereg związków, przerażonych restrukturyzacją linii?
Poczta Polska – rozwijać i inwestować
Jednak najważniejsze zadanie i dla rządu, i dla nowego szefostwa Poczty to odpowiedź na pytanie, czym ma być ta spółka? Tu zderzają się dwie wizje, w których zresztą istotną rolę odgrywa inny potentat pod państwową kontrolą – Orlen. Dotąd Poczta i Orlen nie potrafiły, a w zasadzie nie chciały ze sobą współpracować. Orlen zaczął rozwijać na przykład niezależną od Poczty sieć automatów paczkowych o nazwie Orlen Paczka i wykorzystywać do logistyki przejęty przez siebie Ruch. Sama Poczta dotąd nie potrafiła na większą skalę stawiać takich maszyn, które – za sprawą InPostu – stały się podstawą kurierskiego biznesu w Polsce. Jeden scenariusz to wzmocnienie Poczty, np. poprzez odkupienie od Orlenu jego automatów paczkowych. To wizja rozwoju i inwestowania w Pocztę, aby nawiązała rywalizację z takimi spółkami jak InPost, DHL czy DPD, a dzięki zyskom z działalności kurierskiej kompensowała sobie straty ponoszone na dostarczaniu coraz mniejszej liczby listów.
Czytaj także: Lawina paczkomatów
Poczta z misją i wsparciem państwa
Jest jednak i inna opcja. To wydzielenie z Poczty ramienia logistycznego i sprzedanie go np. Orlenowi bądź innemu graczowi. Sama Poczta zostałaby zredukowana do państwowego przedsiębiorstwa realizującego konkretną misję dostarczania listów i utrzymywania sieci placówek. Taką spółkę – bez działalności czysto komercyjnej, o charakterze użyteczności publicznej – łatwiej byłoby bezpośrednio dotować z budżetu. Nie wiadomo, jaką strategię wybierze rząd. Wiadomo za to, że nowy prezes przede wszystkim powinien zacząć od zrobienia wiosennych porządków w placówkach, kojarzących się dzisiaj ze sprzedażą najdziwniejszych produktów, w tym dewocjonaliów, a nawet podróbek markowych torebek. Prawica wiele mówiła za swoich rządów o przywracaniu godności Polakom. Dzisiaj właśnie Poczcie i jej pracownikom należy przywrócić taką godność. Bo ostatnie lata były dla niej czasami upadku, na który aż przykro patrzeć. Ale czasem trzeba: stojąc w kolejce po odbiór awizo.
Czytaj także: Męczeństwo Poczty Polskiej i okładka „Nie” z papieżem