Ubiegłotygodniowa symultaniczna wizyta prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska w USA obok świętowania ćwierćwiecza polskiej obecności w NATO miała dwa cele praktyczne: uzgodnienie działań związanych z bezpieczeństwem militarnym oraz energetycznym naszego kraju. W obu sprawach liczymy na Amerykanów. Chcemy, by nam na kredyt sprzedali 96 śmigłowców bojowych Apache, a także by nam wybudowali elektrownię atomową, również na kredyt. A potem może jeszcze jedną. Jak przebiegały rozmowy i co ustalono – tu komentatorzy gubią się w domysłach. Okazuje się, że te śmigłowce, co je mamy mieć, to na razie nic pewnego, bo rząd amerykański dał nam jedynie zielone światło dla zakupu i obiecał 2 mld dol. pożyczki, ale Polska jeszcze niczego nie zamówiła, choć o tej sprawie mówi się od czasów ministra Błaszczaka.
Podobnie rzecz wygląda z elektrownią jądrową. Wprawdzie już kilka lat temu rząd PiS podpisał międzyrządową umowę z Amerykanami, a potem podjął decyzję o wyborze firm Westinghouse i Bechtel jako wykonawców elektrowni jądrowej w Lubiatowie-Kopalinie nad Bałtykiem, kontrakt wciąż jednak nie jest podpisany. Na razie dogadaliśmy się w sprawie przygotowania inwestycji, a rozmowy na temat warunków finansowych samej budowy elektrowni mają się odbyć dopiero za rok.
Czytaj także: