Rynek

Podatnicy, Unia, banki. Kto się złoży na powodziowe rachunki

Zniszczone przez powódź Stronie Śląskie. 17 września 2024 r. Zniszczone przez powódź Stronie Śląskie. 17 września 2024 r. Michał Ryniak / Agencja Wyborcza.pl
Unijne miliardy mają pomóc w odbudowie zniszczonych terenów, ale przed nami potrzeba kolejnych wielkich inwestycji na południu Polski. Sfinansować musi je głównie budżet państwa, który i tak trzeszczy w szwach.

Powódź wciąż trwa, ale już zaczęło się szukanie pieniędzy na pomoc dla poszkodowanych i na odbudowę. Największy ciężar będzie musiał wziąć na siebie budżet państwa. Na razie w tym źródle znaleziono ponad 2 mld zł. 1,1 mld to rezerwa zabezpieczona na przeciwdziałania klęskom żywiołowym i usuwanie ich skutków. Ministerstwo Finansów utworzyło właśnie kolejną rezerwę w wysokości miliarda – zasilić mają ją oszczędności z różnych części budżetu. Oczywiście te 2 mld to kwota raczej symboliczna, mająca pokazać, że rządzący mają pieniądze na pierwszą pomoc. Chodzi przede wszystkim o jednorazowe zapomogi dla powodzian. Większe przesunięcia wydatków wymagałyby nowelizacji budżetu w trakcie roku. To jednak procedura bardzo skomplikowana. Z pewnością trzeba będzie po powodzi przebudować projekt przyszłorocznego budżetu. Niewykluczone jest zwiększenie i tak już dużego deficytu. Teraz jednak łatwiej będzie przekonać Komisję Europejską do łaskawszego spojrzenia na nasze finanse, które przecież – z powodu procedury nadmiernego deficytu – są na cenzurowanym.

Banki dla kredytobiorców

Dzisiejszy pomysł rządu na wsparcie kredytobiorców nie będzie za to kosztował budżetu państwa ani złotówki. Okazuje się, że poszkodowani przez powódź nie muszą przez rok spłacać kredytów hipotecznych. Dwanaście rat zostanie w ich przypadku umorzonych (a nie przesuniętych, jak w przypadku wakacji kredytowych). Co ważne, nie ma przy tym znaczenia wysokość kredytu. Zapłacą za to banki poprzez Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. To on pokryje koszty, a jego budżet to składki instytucji finansowych. Bankom rząd po prostu zakomunikował takie rozwiązanie, bo doszedł do słusznego wniosku, że w obecnej sytuacji raczej nie będą one protestować.

Unia sfinansuje po raz kolejny

Równocześnie spore nadzieje pokładamy w unijnych funduszach. Jak zapewnia kierująca resortem funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, 1,5 mld zł ze środków europejskich zostanie przeznaczone na odbudowę po powodzi (chodzi zarówno o domy jednorodzinne, jak i infrastrukturę). Kolejne 3,5 mld zł pójdzie na wały, zbiorniki i inne inwestycje przeciwpowodziowe. Nie chodzi w tym przypadku o żadne dodatkowe środki z Brukseli, ale raczej o przesunięcie w ramach istniejących już funduszy. Pole manewru jest spore, skoro od dawna wiadomo, że będziemy mieć spore problemy z wydaniem wszystkich przysługujących nam pieniędzy w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Został on przecież odblokowany dopiero po ostatnich wyborach. Część europejskich funduszy pójdzie na ratowanie infrastruktury, która już raz została sfinansowana z unijnych pieniędzy, ale powódź ją uszkodziła lub zniszczyła. Chodzi na przykład o drogi i linie kolejowe.

Czytaj więcej: UE gotowa pomóc krajom dotkniętym powodzią. O jakie pieniądze może wystąpić Warszawa?

Unijny Fundusz Solidarności

Dodatkowe pieniądze z Brukseli, poza istniejącymi funduszami, są możliwe, ale w ramach innego mechanizmu – Funduszu Solidarności. Przysługuje on państwom dotkniętym poważnymi klęskami żywiołowymi. Nasza powódź z pewnością za taką może zostać uznana. Jednak ten fundusz nie jest wcale workiem bez dna – jego roczny budżet, przeznaczony dla wszystkich krajów członkowskich, wynosi zaledwie nieco ponad miliard euro. Do tego o wsparcie wystąpi nie tylko Polska, ale też szereg innych państw naszego regionu, dotkniętych powodziami spowodowanymi przez ten sam niż genueński. Chodzi przede wszystkim o Czechy, Austrię i Słowację. Wsparcie z Funduszu Solidarności będzie zatem dla nas raczej ograniczone i z pewnością nie odegra kluczowej roli w odbudowie.

Ciężar odbudowy i tak na barkach podatników

A ta potrwa przynajmniej kilka lat. Zawsze w takich przypadkach trzeba przesuwać wydatki i zmieniać priorytety. Czeka nas zapewne dyskusja o kolejnych zabezpieczeniach przeciwpowodziowych, które będą kosztować wiele miliardów złotych. Tak jak po 1997 czy 2010 r. rządzący muszą znaleźć w ramach bieżących wydatków stały strumień pieniędzy przeznaczony na duże i małe inwestycje na zniszczonych terenach. Nie ma się co oszukiwać – aby chronić zagrożone regiony przed coraz wyższą i bardziej niszczycielską wodą, trzeba będzie oszczędzać na innych projektach. Chociaż środki unijne na pewno pomogą, główny ciężar będą musieli ponieść polscy podatnicy. Tyle że oni są do tego psychicznie zupełnie niegotowi. Przecież ostatnie lata przyzwyczaiły nas do politycznej narracji w stylu: podatki coraz niższe, wydatki coraz wyższe, bo Polskę i Polaków na to stać.

Czytaj także: Czy polski rząd „przegrał wojnę z powodzią”? Świat o wielkiej wodzie w Europie

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną