Domy w kapuście. Będzie więcej tanich mieszkań? Ziemia jest, nie ma spójnego programu
Ministerstwo Rozwoju, kierowane przez Krzysztofa Paszyka z PSL, chwali się projektem ustawy „o rozwiązaniach służących zwiększeniu dostępności gruntów pod budownictwo mieszkaniowe”. Na pierwszy rzut oka wydaje się rewolucyjny. Pod budowę domów mieszkalnych mają zostać uwolnione grunty rolne znajdujące się w granicach miast.
Jest ich dużo, nawet w Warszawie. Na Wilanowie zajmują ponad 40 proc. powierzchni dzielnicy, na Białołęce prawie 25 proc., na Ursynowie i w Wawrze ok. 18 proc. W innych dużych miastach jest podobnie. W Poznaniu tylko na 60 ha Kobylego Pola mogłoby powstać wiele bloków wielorodzinnych.
Ziemi w kraju nie brakuje. Obrót nią został jednak praktycznie zamrożony. Rolnik może sprzedać nie więcej niż 1 ha, i to tylko osobie, która także jest rolnikiem i zobowiąże się sadzić na gruncie kapustę albo siać owies. W praktyce ziemia leży odłogiem. Pomysł, aby ziemia rolna w miastach została odrolniona, wydaje się więc dobry. Najbardziej ucieszy rolników czekających, kiedy wreszcie swoją ojcowiznę będą mogli korzystnie spieniężyć.
Czytaj też: Dlaczego deweloperzy ukrywają ceny mieszkań? To nowy etap rozgrywek na rynku
Jak odrolnić grunty rolne
Dziwne jednak, że projektu ustawy nie konsultowano nawet z samorządami, które w tej sprawie powinny mieć najwięcej do powiedzenia. One dopiero przymierzają się do tego, żeby go przeczytać. Kto ma decydować, czy dany kawałek ziemi może zostać sprzedany? To z projektu nie wynika.
A jest przecież ważne, co na tym polu rolnym powstanie, jak wpisze się w resztę miasta, jak będzie z nią skomunikowane.