Targi o przetargi
Rusza repolonizacja gospodarki. Spółki z „niepolskim” kapitałem mogą zacząć się bać
Czy chińskie autobusy stanowią zagrożenie wywiadowcze? Premier Norwegii Jonas Gahr Støre przyznał w marcu, że istnieje taka możliwość, a warszawski radny PiS Wojciech Zabłocki podchwycił jego słowa i skierował interpelację do prezydenta stolicy. Pytał, jak Miejskie Zakłady Autobusowe, użytkujące 18 chińskich pojazdów marki Yutong, zareagowały na te opinie. Warszawski ratusz w odpowiedzi stwierdził, że zwróci się o pomoc do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Bo sam nie może ocenić, czy chińskie autobusy wpływają negatywnie na bezpieczeństwo Polski. Tymczasem jeździ ich po naszych drogach coraz więcej. Chiński gigant Yutong, który tego typu podejrzeniami jest bardzo oburzony, sprzedał już polskim gminom ponad 200 pojazdów elektrycznych. Wygrywa wiele przetargów, a jego produkty są zazwyczaj dobrze oceniane przez kierowców. Wykorzystuje to, że miasta, także te mniejsze, chętnie kupują autobusy elektryczne, bo mogą liczyć na dotacje sięgające nawet 80–90 proc. ceny.
Jednak już niedługo Yutong, podobnie jak wiele innych firm spoza Unii Europejskiej, może stracić łatwy dostęp do polskiego rynku. Wszystko za sprawą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), którego wyrok w ub.r. spowodował prawdziwe trzęsienie ziemi w zamówieniach publicznych.
Trybunał, rozstrzygając chorwacki spór, uznał, że z przetargów wolno wykluczać przedsiębiorstwa pochodzące z tzw. krajów trzecich. Chodzi o państwa, które nie są ani w UE, ani nie podpisały specjalnego porozumienia Światowej Organizacji Handlu w sprawie zamówień rządowych. Stronami tego porozumienia są np. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Singapur, Japonia i Korea Południowa. Oznacza to, że firmom z tych krajów nie można utrudniać startu w przetargach w Unii. Jednak inaczej sytuacja wygląda w przypadku spółek chińskich i tureckich.