Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy Prawo i Sprawiedliwość rządziło, wymyśliło nową opłatę, potocznie nazwaną podatkiem cukrowym. Objęto nim od stycznia 2021 r. napoje dosładzane cukrem, ale również słodzikami. Wpływy z tej opłaty wynoszą ok. 1,5 mld zł i prawie w całości trafiają do Narodowego Funduszu Zdrowia. Teoretycznie mają być przeznaczane na walkę z otyłością. W praktyce, jak wskazuje raport Najwyższej Izby Kontroli, często tak się nie dzieje. Gdy teraz koalicja chce podnieść stawki tej daniny, PiS – razem z Konfederacją – ostro protestuje w Sejmie. Bardzo możliwe, że podwyżka podatku cukrowego zostanie ostatecznie zablokowana przez weto prezydenta.
Czytaj także: Gorzkie (i niskie) wpływy z opłaty cukrowej. I dobrze?
Co zawetuje prezydent?
Rząd chciałby „zwaloryzować” wszystkie stawki tej daniny: zarówno stałą (z 50 gr do 70 gr za każdy litr dosładzanego napoju), jak i zmienną (z 5 do 10 gr za każdy gram cukru powyżej 5 gr na 100 ml). Jednak największa rewolucja dotknęłaby energetyków, bo karny dodatek za kofeinę lub taurynę wzrósłby z 10 gr do złotówki. Jeśli wszystkie te zmiany zostaną umieszczone w jednej ustawie, zapewne żadna nie wejdzie w życie. Politycy koalicji powinni podwyżkę dla napojów energetycznych przenieść do osobnego projektu – dużo trudniej byłoby prezydentowi wyjaśnić, dlaczego blokuje wyższy podatek na cieszące się złą sławą energetyki.
Zamknięcie „furtki sokowej”
Największe kontrowersje budzi jednak nie sam pomysł podwyżki opłaty cukrowej, ale zamknięcie tzw.