Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Gorzkie (i niskie) wpływy z opłaty cukrowej. I dobrze?

Podatek cukrowy obowiązuje od początku 2021 r. Podatek cukrowy obowiązuje od początku 2021 r. AJ Alao / Unsplash
Miał ograniczyć sprzedaż słodkich napojów, uważanych za ważny czynnik w powstawaniu otyłości i niektórych chorób cywilizacyjnych. Na odpowiedź, czy obowiązujący od początku roku podatek cukrowy jest skuteczny, będziemy musieli jednak poczekać.

W styczniu wpływy z opłaty cukrowej wyniosły 75,96 mln zł. W założeniach była mowa o 3 mld zł rocznie, a na początku 2020 r. ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski spodziewał się nieco poniżej 2 mld. Gdyby w kolejnych miesiącach wpływy były takie jak w styczniu, w skali roku wyszłoby aż połowę mniej niż w ostrożnych szacunkach – 912 mln zł.

Korzyści dla finansów publicznych, a konkretnie Narodowego Funduszu Zdrowia, będą więc relatywnie niewielkie. Ale w przypadku takich podatków im niższe wpływy, tym lepiej. Ekonomiści nazywają je podatkami Pigou lub „od grzechu” (ang. sin tax) – mają sprawiać, że w kosztach, które ponosimy, zostanie uwzględniony tzw. negatywny efekt zewnętrzny, który generuje nasza decyzja. To taki skutek naszego działania, który nie dotyka bezpośrednio nas, ale wpływa na otoczenie – w podręcznikach zwykle za przykład służy fabryka emitująca zanieczyszczenie, uciążliwa dla okolicznych mieszkańców. W przypadku nadmiernego spożycia cukru w roli negatywnego efektu zewnętrznego obsadzone będą koszty niezdrowego trybu życia, czyli wyższe wydatki na ochronę zdrowia, zwolnienia chorobowe, straty z tytułu obniżonej produktywności itd.

Słodzone i drogie. I dobrze?

Naciągane? W wymiarze indywidualnym – owszem. Można mieć słabość do gazowanych napojów, ale prowadzić raczej zdrowy tryb życia. Można prowadzić zdrowy tryb życia i generować gigantyczne koszty dla systemu po kontuzji. W skali makro łatwo jednak wyśledzić powiązania między spożyciem dosładzanych napojów a nadwagą i otyłością, a potem ryzykiem powstawania innych chorób.

Drugim problemem jest wpływ słodkich napojów na stan uzębienia, a w dalszej kolejności – na poważne skutki chorych zębów dla ogólnego zdrowia, zwłaszcza dla rozwoju dzieci. Dlatego WHO i rządy ponad 40 państw, zarówno rozwiniętych (Wielka Brytania, Francja), jak i rozwijających się (Meksyk, Chile), sądzą, że gra jest warta świeczki i opodatkowują słodkie napoje. Dobrze, jeśli przychody z Pigou przeznaczane są na redukcję tych negatywnych efektów – wówczas płaci za nie ten, kto je wywołuje. W przypadku opłaty cukrowej ta zasada jest zachowana – wpływy zasilają NFZ, a część ma być przeznaczana na promocję sportu wśród najmłodszych. Docelowo podatek jest tym skuteczniejszy, im niższe przynosi wpływy, bo to oznacza, że znacząco zredukował skalę niepożądanych ludzkich zachowań.

Może więc należy się cieszyć z dwucyfrowego wzrostu cen słodzonych napojów, który jest skutkiem nowej opłaty? A przede wszystkim z niskich wpływów, znamionujących spadek sprzedaży w porównaniu do założeń, opartych na danych z 2016 r.? Na takie wnioski za wcześnie.

Mniej słodyczy w pandemii

Z badania NielsenIQ wynika, że w styczniu przeciętne ceny słodzonych napojów wzrosły o 10 proc. w ujęciu rocznym, a ich sprzedaż spadła o 14 proc. Nie da się jednak wyizolować wpływu opłaty (i wzrostu cen) na mniejszy popyt. W jakiejś części za obniżkę konsumpcji odpowiada pandemia, a konkretnie wymuszona przez nią zmiana zachowań konsumentów.

Już w poprzednim roku (wciąż bazując na danych NielsenIQ) objętość kupionych słodzonych napojów spadła o 10 proc. w porównaniu do 2019 r. Słodkie gazowane napoje spożywamy przecież częściej w towarzystwie, a w ostatnim roku ograniczamy zarówno liczbę spotkań, jak i zaproszonych na nie gości. Rzadziej niż przed pandemią robimy zakupy i generalnie mniej się przemieszczamy, co zmniejsza szansę na spontaniczne sięgnięcie po stojącą w lodówce przy kasie butelkę kolorowego napoju, orzeźwiającego po godzinach męczących sprawunków.

W styczniu nie mogliśmy się spotykać w kawiarniach, barach i restauracjach, gdzie często też sięgamy po przetworzony napój, w takich miejscach niewiele tańszy niż woda. Zamawiając posiłki na wynos czy z dowozem, obciążone restauracyjną marżą butelki wybieramy rzadko, raczej sięgając po to, co mamy w domu. W styczniu zamknięte były też kina, kolejne miejsce tradycyjnego spożywania słodkich napojów.

Dojdzie kaucja na plastik

Nietrudno przewidzieć, że dane o wpływach daniny za luty (resort finansów będzie nimi dysponował zapewne na początku kwietnia) również będą rozczarowujące. Co prawda rząd poluzował część obostrzeń, ale wciąż nie dało się przesiadywać w barach, a w kinach zakazano serwowania napojów. Przychody z daniny mogą zbliżyć się do oczekiwanych dopiero latem, gdy w miarę postępu szczepień luzowane będą restrykcje dla usług (Ministerstwo Rozwoju ustami wiceminister Olgi Semeniuk pozytywnie zapatruje się na zezwolenie działania restauracyjnym ogródkom), a spragnieni kontaktów towarzyskich konsumenci będą okupować stoliki, plaże i parki, sącząc napoje objęte i podatkiem, i akcyzą.

Na rzetelne badanie wpływu opłaty cukrowej na nasze nawyki przyjdzie poczekać jeszcze kilka, jeśli nie kilkanaście miesięcy. Na pewno czegoś się dowiemy, bo temat jest frapujący zarówno dla ekonomistów, badaczy zdrowia, jak i samych producentów i handlowców. Ze względu na nietypowy okres i dużo czynników zewnętrznych, zaburzających normalne zachowania konsumentów, wiedzę uzupełnią badania jakościowe – ankiety i pogłębione wywiady, z których dowiemy się nie tylko, czy ludzie ograniczyli kupowanie słodkich napojów, ale też co ich do tego skłoniło. Wpływ opłaty na zdrowie będzie jeszcze trudniejszy do oszacowania, bo pandemia to większy stres i mniej ruchu. W międzyczasie ceny napojów mogą wzrosnąć ponownie – w wyniku wprowadzenia kaucji na plastikowe butelki, nad czym pracuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną