Ginekolodzy na froncie
Polityka i religia podzieliły środowisko ginekologów
W ostatnim 20-leciu ich zawód dramatycznie się zmienił. Ultrasonografia, tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, operacje laparoskopowe i w łonie matki – dają możliwości diagnostyczne i lecznicze, o których jeszcze kilkanaście lat temu nikt nawet nie marzył. Prawdziwa rewolucja technologiczna. Plus rewolucja prawna i mentalna. Dziecko czy płód? A może dopiero zarodek? Płód czy pacjent? Ciało czy odpady poaborcyjne? Plus polityka.
– Jesteśmy jedyną grupą lekarską tak bezpośrednio politycznie zaangażowaną – mówi prof. dr hab. n. med. Romuald Dębski, kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii Szpitala Bielańskiego, przed którym niemal na stałe stacjonuje pikieta obrońców życia nienarodzonego. – Nasza normalna aktywność zawodowa ma wpływ na to, co się dzieje w polityce, i odwrotnie: sygnały z Wiejskiej docierają wprost na nasze sale zabiegowe.
Ginekologów położników, wykonujących zawód, jest w Polsce 7,6 tys. Zajmują się profilaktyką – cytologie, wymazy, badania USG, badania piersi itd. Prowadzą ciąże – swoją drogą, akurat w Polsce jest to proces, na tle innych krajów, szczególnie zmedykalizowany, wizyt jest dużo, badań sporo. Przepisują antykoncepcję – zwykle prywatnie. Ginekologia, podobnie jak stomatologia, w części niepołożniczej w znakomitej większości przeszła na własny rozrachunek. Ale utrzymuje się ścisły (niektórzy mówią – patologiczny) związek prywatnego z państwowym. Prywatne wizyty są zwykle najlepszą drogą do publicznych szpitali, zwłaszcza na porodówki, gdzie często brakuje miejsc.