Przypomnijmy: Paweł Ż., ojciec chłopczyka, zabrał go z domu dziadków w Grodzisku Mazowieckim i pojechał samochodem marki Skoda Fabia w kierunku Warszawy. Był skonfliktowany z żoną, co mogło być przyczyną jego złego stanu psychicznego. Kamery zarejestrowały samochód w kilku miejscach – jeździł, zawracał, przystawał. A potem zwłoki Pawła Ż. znaleziono na torach. Okoliczności wskazywały, że mężczyzna popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Samochód odnaleziono w innym miejscu. Ale dziecka w nim nie było.
Na policję wylała się fala hejtu
Wszczęto poszukiwania i od razu ruszyła fala hejtu na policję, że jest nieprofesjonalna, podejmuje nie te czynności, co trzeba, szuka po omacku. Wydaje się, że ta krytyka jest chybiona. Chłopczyk przepadł jak igła w stogu siana, to normalne, że w takich przypadkach szuka się trochę po omacku. Przeszukuje się okolice, rozpytuje potencjalnych świadków, zabezpiecza nagrania z monitoringu i kamer zamontowanych w prywatnych samochodach (o ile kierowcy zgłosili, że mają takie materiały), bada teren przy pomocy helikopterów i dronów. I trzeba liczyć na szczęście.
W tym przypadku policja rzuciła do akcji wszystkie siły: kilkuset policjantów przeczesujących teren, ok. 200 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, strażacy, przewodnicy z psami. Teren dzieli się na segmenty i każdy bardzo dokładnie bada.
Czytaj także: