Przypomnijmy: Paweł Ż., ojciec chłopczyka, zabrał go z domu dziadków w Grodzisku Mazowieckim i pojechał samochodem marki Skoda Fabia w kierunku Warszawy. Był skonfliktowany z żoną, co mogło być przyczyną jego złego stanu psychicznego. Kamery zarejestrowały samochód w kilku miejscach – jeździł, zawracał, przystawał. A potem zwłoki Pawła Ż. znaleziono na torach. Okoliczności wskazywały, że mężczyzna popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Samochód odnaleziono w innym miejscu. Ale dziecka w nim nie było.
Na policję wylała się fala hejtu
Wszczęto poszukiwania i od razu ruszyła fala hejtu na policję, że jest nieprofesjonalna, podejmuje nie te czynności, co trzeba, szuka po omacku. Wydaje się, że ta krytyka jest chybiona. Chłopczyk przepadł jak igła w stogu siana, to normalne, że w takich przypadkach szuka się trochę po omacku. Przeszukuje się okolice, rozpytuje potencjalnych świadków, zabezpiecza nagrania z monitoringu i kamer zamontowanych w prywatnych samochodach (o ile kierowcy zgłosili, że mają takie materiały), bada teren przy pomocy helikopterów i dronów. I trzeba liczyć na szczęście.
W tym przypadku policja rzuciła do akcji wszystkie siły: kilkuset policjantów przeczesujących teren, ok. 200 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, strażacy, przewodnicy z psami. Teren dzieli się na segmenty i każdy bardzo dokładnie bada.
Czytaj także: Policja kończy strajk, bo minister Brudziński się przestraszył
W sprawie Dawida trwa wyścig na newsy
W tej sprawie wydaje się, że najważniejsze są zabezpieczone ślady w aucie i na ubraniu Pawła Ż., bo to one mogą wskazywać (np. krew, liście, fragmenty ziemi), co stało się z Dawidkiem i gdzie może być ukryty. Według jednego z portali znaleziono ślady krwi dziecka, ale rzecznik stołecznej policji tego nie potwierdza. Wyników badań jeszcze nie ma.
Media zachowują się, wstyd powiedzieć, trochę histerycznie. Trwa wyścig na newsy, kto poinformuje szybciej i poda więcej sensacyjnych wątków. I w ten sposób zamiast rzeczowej wiedzy puszczana jest w obieg dezinformacja. Doniesiono o przerwaniu policyjnej akcji – nieprawda, operacja poszukiwawcza trwa i się rozszerza, badane są nowe tereny.
Policji ta wrzawa medialna trochę przeszkadza, ale w gruncie rzeczy jest do tego przyzwyczajona, bo podobnie dzieje się w innych bulwersujących opinię publiczną zdarzeniach. Po upływie kilku dni, tygodni, a nawet miesięcy kurz opada, sprawa zostaje wyjaśniona i okazuje się, że jej przebieg był zgoła odmienny, niż sugerowały niektóre publikatory. I nic się na to nie poradzi, bo media tak właśnie działają.
Nie wiadomo, co się stało z pięciolatkiem
Nie wiemy, podobnie jak policja, prokuratura i rodzina dziecka, co się z chłopcem stało. Badanych jest kilka hipotez, a ta najbardziej dramatyczna dotyczy śmierci dziecka i miejsca ukrycia zwłok. Wciąż tli się jednak nadzieja, że dziecko żyje i gdzieś przebywa. Do końca należy w to wierzyć – nawet w beznadziejnych przypadkach. Policja apeluje, aby uszanować ból i strach, jaki przeżywa rodzina Dawidka, i nie epatować krwawymi scenariuszami.
Poszukiwania trwają i trzeba wierzyć, że policjanci odkryją prawdę. Nie ma zresztą powodu, aby wątpić w fachowość ekip poszukiwawczych. Wiele razy dali już dowody skuteczności.
Czytaj także: Jak wyglądają próby odnalezienia zaginionych dzieci