A była szansa na zmianę, ba – rewolucję nawet. Główny Lekarz Weterynarii opracował jesienią tego roku projekt nowych wytycznych „w postępowaniu z żywymi rybami będącymi przedmiotem sprzedaży detalicznej”. Sprzedaż miała odbywać się tylko po ich uprzednim uśmierceniu, a w ostateczności – w przypadku braku możliwości uboju przed sprzedażą – żywe ryby miały być transportowane tylko w pojemnikach z wodą.
Propozycję tak daleko idących zmian Główny Lekarz Weterynarii skonsultował jednak z Polskim Towarzystwem Rybackim. Producenci karpi z oburzeniem zaprotestowali, publikując na stronie PTR stosowne oświadczenie. Nie minęło kilka dni, a na stronach Głównego Inspektoratu Weterynarii pojawiły się nowe wytyczne, identyczne z tymi, które obowiązywały w zeszłym roku, dopuszczające przenoszenie żywych ryb bez wody.
Żadna z organizacji społecznych broniących praw zwierząt nie dostała projektu do konsultacji. – To skandal, Główny Lekarz Weterynarii sabotuje prawo pod dyktando pozbawionych skrupułów producentów ryb – oburza się prof. Andrzej Elżanowski, biolog i etyk.
Czytaj także: „Etyczny karp” na wigilijnym stole
Karp nie cierpi?
Ryba nie cierpi? Tak uważają producenci. W projekcie nowego prawa, z którego rakiem wycofał się GLW, użyto sformułowania „narażenie na niepotrzebne cierpienie”, co nie spodobało się Polskiemu Towarzystwu Rybackiemu: „To przypisywanie rybom zdolności odczuwania ludzkich uczuć budzi naszą ogromną wątpliwość również pod względem merytorycznym”.