Każde pokolenie powinno mieć swój zestaw przedmiotów szkolnych odpowiadający potrzebom i czasom. Także podstawy programowe powinny być odpowiednie, a nie przestarzałe. Nie ma nic gorszego niż nauka rzeczy, które do niczego się nie przydadzą. Świat się zmienia, szkoła nie może być skansenem.
Aby nie uczyć się rzeczy anachronicznych, trzeba domagać się zmiany. To uczniowie powinni być świadomi, jakich przedmiotów im trzeba, a które należy usunąć. Tego już nie da się zrobić za nich. Ostatnie reformy oświaty pokazały, że gdy władza chce zrobić uczniom dobrze, robi im jeszcze gorzej. Gdy ktoś – np. minister edukacji, rzecznik praw obywatelskich, działacz społeczny – próbuje powiedzieć, że listę przedmiotów należy powiększyć np. o edukację klimatyczną, uczniowie odbierają to jako atak. Kolejny ciężar na barki?
Uczniów nikt nie pyta o zdanie
Gdy zmiany są narzucane, młodzież stawia opór. Nie ma bardziej przykrego widoku niż niechęć uczniów do nauki muzyki, plastyki czy filozofii – przedmioty nieobecne w liceum przez ok. 20 lat, przywrócone decyzją ministra w 2019 r. Wielka szkoda, że twórcy reformy likwidującej gimnazja nie zapytali nastolatków, jakich przedmiotów potrzebują. Czy chcą w czteroletnim liceum uczyć się tego, co ich rodzice i dziadkowie – właśnie muzyki i plastyki – czy czegoś zupełnie innego, co starszym pokoleniom nawet nie przyszłoby do głowy.