W przyszłym tygodniu Ministerstwo Edukacji Narodowej i Centralna Komisja Egzaminacyjna zorganizują szkołom i uczniom zdalne próbne egzaminy ósmoklasisty i zdalne próbne matury. Jak podkreślał szef MEN Dariusz Piontkowski, nie będą obowiązkowe – to propozycja dla chętnych. Wywołała ona jednak – zwłaszcza w kręgach nauczycielskich – spore zdziwienie.
Centralny egzamin próbny ósmoklasisty na ten rok w ogóle nie był planowany. Od kilku lat nie organizowano też centralnych próbnych matur. Dyrektorzy przeprowadzali takie wprawki na poziomie własnych szkół, korzystając np. z zadań używanych na „prawdziwych” egzaminach w poprzednich latach.
Próbne egzaminy, ale po co?
Według wyjaśnień resortu właśnie ze względu na to, że dyrektorzy mają taki zwyczaj, a w tym roku spadły na nich dodatkowe obowiązki związane z nowym trybem kształcenia, MEN z CKE poszły im na rękę, oferując materiały, które pozwolą przeprowadzić próbne egzaminy. Tyle że w większości szkół to się już stało.
„Prawdziwy” egzamin ósmoklasisty planowo powinien odbyć się przecież za trzy tygodnie. – Matury to, wiadomo, maj. Ale próbne przeprowadza się na ogół do początku lutego. W każdym razie my tak robimy, bo tylko w tym terminie ma to sens. Uczeń ma jeszcze szansę zmienić przedmiot wybrany na poziomie rozszerzonym. W kwietniu to już musztarda po obiedzie – zauważa dyrektorka poznańskiego liceum, konkludując, że nie jest ofertą MEN zainteresowana.
„Charakter wyłącznie ćwiczebny”
Zasadne jest też pytanie, jak cały projekt może się udać od strony technicznej. Gdy w mijającym tygodniu polska szkoła z impetem weszła w erę obowiązkowego kształcenia na odległość – po rozporządzeniu MEN wydanym