Młodych nauczycieli u nas tyle co kot napłakał. Średnia wieku rady pedagogicznej grubo powyżej 40 lat. Jako 50-latek wcale nie czuję się stary, gdyż wokół prawie sami emeryci. Nie powinna więc dziwić się dyrekcja – też wcale niemłoda – że pracownicy wpadli w panikę, gdy dowiedzieli się, iż muszą przyjść do szkoły i przyjmować uczniów. Mój dyżur szefowa wyznaczyła na 2 czerwca. Czy do tego czasu epidemia odpuści?
Inni są w znacznie gorszej sytuacji. Od 25 maja uczniowie klas ósmych oraz maturzyści mają prawo spotkać się z nauczycielami twarzą w twarz. Rodzice mogą też przysłać dzieci klas 1–3 podstawówek. Nawet nie chcę myśleć, co czują nauczyciele, których wyznaczy dyrektor do zajęcia się tymi maluchami. W mojej szkole reakcja była taka: „Pani dyrektor, ale ja mam choroby towarzyszące!”. Wszyscy mamy choroby towarzyszące – płuca, gardło, serce, stawy, kręgosłup – co w Łodzi nikogo nie dziwi, gdyż w tym mieście żyje się najkrócej w Polsce. 60-latek, a takich w szkołach pracuje co niemiara, to w Łodzi staruszek. Każdego tutejszego belfra trafia mnóstwo chorób.
Czytaj też: Nauczyciele obawiają się otwarcia szkół
Wszyscy mamy choroby towarzyszące
Zadzwoniła do mnie koleżanka, pięć lat przed emeryturą, osoba samotna. Mówi, że od połowy marca prawie nie wychodziła z domu. Sklep ma pod blokiem. Przez okno patrzy, ilu jest klientów. Jak nikogo nie ma, biegnie i robi zakupy na dwa tygodnie. Z udzielania korepetycji zrezygnowała całkowicie.