Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta nie miał wątpliwości: przybranie najważniejszych warszawskich pomników tęczowymi flagami to ich profanacja. „Stała się rzecz skandaliczna, która musi się spotkać ze stanowczą reakcją naszego państwa – mówił. – Od wielu miesięcy dyskutujemy o tym, że środowiska LGBT prezentują pewną ideologię, która za cel obrała sobie wartości patriotyczne oraz wartości chrześcijańskie. Dowód tej agresji widzieliśmy poprzez tę akcję wczoraj w nocy w Warszawie”.
W przekonywanie publiczności o „agresji ideologii” włączył się premier Mateusz Morawiecki, pisząc w mediach społecznościowych, że „podstawowym warunkiem każdej cywilizowanej debaty o tolerancji jest zdefiniowanie granic owej tolerancji”.
LGBT. Wyrażanie poglądów a nienawiść
Pomysł na akcję z tęczowymi flagami narodził się z bezsilności. Zaczęło się od furgonetek jeżdżących po ulicach polskich miast. Z napisów na pojazdach i megafonów można się było dowiedzieć, że ponad 90 proc. dzieci wychowywanych przez lesbijki jest molestowanych seksualnie, że „pederaści” (takiego słowa użyto) są sprawcami większości przypadków pedofilii, że doprowadzili do uczenia czterolatków masturbacji i dziesiątek innych bzdur, bezwzględnie krzywdzących dla osób nieheteronormatywnych. W lutym taka furgonetka została zatrzymana na jednej z warszawskich ulic – pod legendarnym squotem „Syrena”.