Co się miało stać, to się nie odstało. Andrzej Duda powołał na ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka. Miało się to odbyć dwa tygodnie wcześniej, 5 października. Traf chciał, że wtedy właśnie okazało się, że polityk jest zakażony koronawirusem, i uroczystość trzeba było przełożyć. Co więksi optymiści upatrywali w tym nadzieję, że może władze PiS się wahają. Że uznały, że ich wybór szefa połączonych resortów jest tak kontrowersyjny, że aż nieroztropny, i traktują okoliczności jako okazję do namysłu nad kandydaturą.
„Ci ludzie nie są równi”
Ostatecznie jednak do zmiany decyzji nie przekonały Prawa i Sprawiedliwości ani apele nauczycieli i akademików, ani niechęć wobec Czarnka w samej formacji. Nie stanął też na przeszkodzie objęciu przez niego funkcji pozew złożony przeciw posłowi przez prof. Jakuba Urbanika z UW za homofobiczne wypowiedzi. Między innymi tę: „brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”.
Nie stanął też na przeszkodzie wniosek o ukaranie posła – także za wypowiedzi nienawistne wobec osób LGBT – czekający na rozpatrzenie przez sejmową komisję etyki. Jeszcze wiosną złożyli go posłowie Lewicy. Komisja ma się nim zająć w przyszłym tygodniu.
Porady od prezydentowej
Mimo tych wszystkich kłopotów, jedynie przypadek (wyjazd na