KATARZYNA CZARNECKA: Co na poziomie emocji społecznych wydarzyło się 22 października?
ALEKSANDRA CISŁAK: Po pierwsze, pojawiło się zaskoczenie.
Po obu stronach sporu?
Tak, ale w różnym natężeniu i nie tak samo trwałe. Strona prawicowa nadal się z niego nie otrząsnęła – wskazują na to i wypowiedzi polityków, i ich działania. Niektórzy nie rozumieją, dlaczego to się stało teraz, pytają, czy nie było lepszego momentu. Po stronie – nazwijmy to – liberalnej zaskoczenie było mniejsze...
Strajk Kobiet już na początku tamtego tygodnia zapowiadał reakcje na wyrok Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.
I bardzo szybko, niemal natychmiast ta emocja została przekuta w inne, takie, które mają znacznie większy potencjał aktywizujący: złość i gniew.
Czy to jest zaskakujące?
Tak. Do tej pory aktywizowanie swojej grupy było domeną prawej strony. Przy czym robiła to przede wszystkim przez wzbudzanie lęku. Z pełną samoświadomością, że jest on emocją mobilizacyjną dla osób konserwatywnych.
Dlaczego?
Bo konserwatyzm polityczny z perspektywy społecznej można analizować także jako pewien rodzaj podejścia do świata. W języku psychologicznym mówi się, że jest to poznanie społeczne motywowane wewnętrznymi potrzebami.
Każdy jakieś ma. Które w tym przypadku są kluczowe?
Przede wszystkim poradzenie sobie z poczuciem zagrożenia. Są osoby, które są bardziej na nie podatne, bardziej lękowe. I które mają większą potrzebę uporządkowania sobie świata oraz jednoznaczności: czarne jest czarne, białe jest białe – musimy to mieć posegregowane.