To był straszny dyżur – mówi lekarka z powiatowego SOR w centralnej Polsce. – W ciągu dwóch dni umarło nam pięciu chorych. Wszyscy dostawali tlen. Jeden pacjent leżał na samym końcu korytarza, nie było tam jak postawić butli, a przewód nie sięgał. Ratownik przedłużył jakimś przewodem gospodarczym.
Dobrze, że mieli butle z tlenem. W szpitalu w Kraśniku zabrakło, a pacjentów wymagających tlenoterapii trzeba było ewakuować do szpitali w Lublinie i Janowie Lubelskim.
Czytaj też: Szpital polowy teoretycznie otwarty. Kto obsłuży respirator?
Butle z tlenem od strażników leśnych
W łódzkim szpitalu „Na Stokach", gdzie leczeni są pacjenci z covid-19, butle z tlenem dostarczają strażnicy leśni z regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych. Pobierają z magazynu puste butle, wiozą do punktu nabijania, a potem na wózkach rozwożą po szpitalnych salach. Szpital nie ma centralnego systemu dostarczania tlenu do łóżek, a butle przy łóżkach trzeba wymieniać. Wcześniej zajmował się tym jeden pracownik i nie dawał rady.
Wydawałoby się, że tlenu zabraknąć nam nie może. Nie dość, że pełno go dookoła w powietrzu, to jeszcze Zygmunt Wróblewski i Karol Olszewski, naukowcy, profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, wymyślili, jak go z atmosfery pozyskać. Jako pierwsi na świecie skroplili tlen i azot. Ale tlenu w szpitalach, a czasem i w karetkach zaczyna brakować.
W szpitalach tlen dla pacjentów z niewydolnością oddechową może iść ze ściany. Pod warunkiem że w murach jest specjalna miedziana instalacja, tłocząca tlen z olbrzymiego białego zbiornika, takiej gigantycznej butli znajdującej się na ogół gdzieś na tyłach szpitala. W zbiorniku jest ciekły tlen pod dużym ciśnieniem. A w salach szpitalnych kurki, do których można podłączyć pacjentów. – Większość szpitali ma takie instalacje, ale na ogół obliczone są na określoną liczbę chorych – mówi dyrektor medyczny mazowieckiego szpitala. – U nas to 20–30 proc. hospitalizowanych, a teraz z tlenu korzysta ponad połowa pacjentów.
Czytaj też: Ile jeszcze mamy respiratorów? Kiedy zabraknie personelu?
Tlenu wystarczy na dwie godziny
Postawienie takiego zbiornika trwa około tygodnia. W Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku właśnie postawili zbiornik wypełniony ponad 11 tonami tlenu, który wystarczy na zaopatrzenie pacjentów wymagających tlenoterapii i respiratoroterapii przez ponad tydzień.
Piotr Pisula z Porozumienia OZZL w programie „Onet Rano” stwierdził, że w niektórych szpitalach, gdy zaczyna brakować tlenu w instalacji, pacjenci dostają tlen w trochę mniejszym stężeniu, bo trzeba czekać, aż zostanie uzupełniony.
Na oddziałach, gdzie nie ma instalacji tlenowej, trzeba pacjentów podłączać do butli. Butle są 40-litrowe, sprężonego do 150–200 atmosfer tlenu jest w każdej 6 tys. litrów. U chorego na POChP ustawia się przepływ 5 litrów na minutę, ale u chorych na covid to jest raczej 15 litrów. To oznacza, że jedna butla wystarcza na sześć godzin. Chorzy w cięższym stanie potrzebują wysokoprzepływowej tlenoterapii donosowej (HFNC) i tu już mamy 60 litrów tlenu na minutę. Butla wystarczy na niespełna dwie godziny.
Do butli potrzebny jest reduktor zmniejszający ciśnienie tlenu do ok. 4 atmosfer, gniazdo szybkozłączne w systemie AGA, przepływomierz i nawilżacz dokręcany do reduktora. Do tego tzw. wąsy tlenowe, dające małe przepływy tlenu, maska tlenowa lub respirator.
Czytaj też: Karetki krążą od szpitala do szpitala
Wężykiem do karetki
W karetkach pogotowia butle są mniejsze, bo czterdziestka się do ambulansu nie zmieści. Najczęściej karetka ma na pokładzie dwie butle 10-litrowe i dwie mniejsze, przenośne. Tlenu powinno wystarczyć na trzech–czterech pacjentów, ale korki przed SOR-ami i wielogodzinne oczekiwanie powodują, że wyczerpują się one szybciej. Wtedy podjeżdża inna karetka i wymienia butle. Ale zdarzyło się i tak, że tlen, wężykiem, podawano do karetki z SOR.
– Dostawy tlenu do karetek z firmy Linde Gaz są ustawione systemowo i nagle zamiast 200 butli dostajemy 20 – mówi Grzegorz Anioł, dyrektor operacyjny Falck Medycyna na województwo łódzkie, wielkopolskie, lubuskie i kujawsko-pomorskie. Falck realizuje transporty międzyszpitalne, przewożąc najciężej chorych. – Okazało się, że wojewoda łódzki, powołując się na ustawę covidową, zarządził, że cały tlen mają przesłać do szpitali. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakaś karetka z tego powodu nie wyjechała, ale butli mamy na styk. Powstające w całym kraju oddziały covidowe nie mają centralnych instalacji i „jadą” na butlach. Stąd butli brakuje.
Linde Gaz jest potentatem na rynku gazów technicznych i praktycznie zmonopolizował produkcję tlenu medycznego. Rzeczniczka prasowa firmy Małgorzata Zawadzka potwierdza: to nie tlenu brakuje, tylko butli.
– Aktualne zapotrzebowanie szpitali na tlen medyczny w butlach jest wielokrotnie wyższe niż jeszcze kilka tygodni temu – mówi. – Nie jest możliwe zapewnienie dostaw w ilościach zgodnych z zamówieniami czy oczekiwaniami szpitali i innych placówek medycznych. Natomiast cały czas dysponujemy odpowiednią ilością ciekłego tlenu medycznego i możemy napełniać szpitalne zbiorniki stacjonarne.
Czytaj też: W Polsce covid leczy się zaklęciami
Przede wszystkim brakuje butli
Liczba butli (małych i dużych), w których jest dostarczany tlen, jest ograniczona, bo jest dostosowana do potrzeb sprzed epidemii. Żeby zaradzić sytuacji, Ministerstwo Zdrowia powołało wojewódzkich koordynatorów ds. dystrybucji tlenu i uzgadnia z producentami pozyskanie nowych zasobów tlenu.
„Dziennik Gazeta Prawna” podaje, że rząd zastanawia się nad liberalizacją uregulowań dotyczących certyfikacji tlenu medycznego, a nawet, w wariancie awaryjnym, nad zastosowaniem butli przemysłowych. Tlenu używa się np. podczas spawania i różni się on od medycznego – poza nazwą – tym, że nie jest osuszany i szronią się wężyki.
Czytaj też: Jesteśmy u progu zapaści systemu