Sprawa przeszła bez większego echa, choć należy do najważniejszych dla bezpieczeństwa państwa. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, by ze służby specjalnej, w tym wypadku z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyciekły informacje o kandydatach na funkcjonariuszy. Choć to dane ściśle tajne, które powinny być szczególnie chronione, na początku listopada serwis wPolityce.pl ujawnił, że o przyjęcie do ABW starały się liderka Strajku Kobiet Marta Lempart i jej partnerka. Pierwsza w 2011 r., druga w 2007 r. W obu przypadkach nieskutecznie.
Według byłych oficerów polskiego kontrwywiadu, z którymi rozmawiała POLITYKA, ujawnienie ich danych to bardzo niebezpieczny precedens, który może zniechęcić potencjalnych kandydatów do aplikowania nie tylko do ABW, ale i do innych służb specjalnych. Może co gorsza odstraszać tych, którym ze względu na szczególnie cenne wykształcenie czy umiejętności polski wywiad lub kontrwywiad złożyłby propozycję pracy albo współpracy.
Do wycieku doszło z powodów czysto politycznych, nie było w tym żadnego interesu społecznego. Anonimowy autor tekstu nie krył tego, od razu pytając: „Czy obecne protesty to rzeczywiście spontaniczna akcja? I kim jest tak naprawdę osoba, która stoi na czele Strajku Kobiet?”. O tym, że akcja jest polityczna, świadczy również milczenie osób nadzorujących służby. Nie tylko szefa ABW, lecz także ministra-koordynatora Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wąsika. A to właśnie na tego ostatniego padły podejrzenia.
Tydzień po tekście wPolityce.pl o Lempart „Gazeta Wyborcza”, powołując się na anonimowego byłego analityka ABW, opisała mechanizm zwany „wirówką Wąsika”. Polega on na zbieraniu przez służby i ujawnianiu zaprzyjaźnionym mediom wrażliwych informacji na temat osób, które szczególnie zaszły władzy za skórę.