Po prawie dwóch semestrach zdalnej nauki zmienił się sposób rozmowy o dziecięcych problemach psychicznych. Oto fragment wymiany zdań dwóch kobiet i jednego mężczyzny w osiedlowym sklepie, przy szkole. Rodzicom chodzących do niej dzieci mimo pandemii zdarza się spotkać i pogawędzić na zakupach.
– Myślałam, że nasz Maciek będzie miał depresję, ale na razie nie. Tylko strasznie przytył.
– A naszego Tadka depresja trafiła.
– I jak sobie radzicie?
– Na razie słabo. Po feriach raczej nie wróci do szkoły.
– Mój Krzysiek nastrój ma nawet niezły jak na swoje problemy z zasypianiem. Tłucze się po domu o drugiej, trzeciej w nocy.
Widać, jak przesunęły się granice. O depresji i innego rodzaju zaburzeniach psychicznych rozmawia się już jak o czymś przykrym, ale w oczywisty sposób wpisanym w uczestnictwo w edukacji. Jak o grypie, no może wszawicy.
Pandemia. Najgorszy czas w ich życiu
Negatywny wpływ zamknięcia dzieci w domu jest potwierdzony empirycznie – zwraca na to uwagę Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. „Nasze badania pokazały, iż w czasie wiosennego lockdownu jedna trzecia nastolatków oceniała swój stan psychiczny jako zły. Doskwierała im przymusowa izolacja (63 proc.) i konieczność pozostania w domu (51 proc.)” – podkreślają działacze. Alarmują też, że w 2020 r. zespół Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111 przeprowadził o 25 proc.