Przemysław Czarnek zachowuje się, jakby miał bezpośredni telefon do Pana Boga. Zadzwonił i dowiedział się, że w maju epidemia osłabnie i będzie można bez przeszkód zorganizować maturę oraz egzamin ósmoklasisty. To śmieszne, że osoba odpowiedzialna za edukację w Polsce nie bierze pod uwagę, iż wiosną liczba zakażonych koronawirusem jeszcze się zwiększy, a my zostaniemy zamknięci w domach. Totalny lockdown.
Dlatego w MEiN nie przygotowano żadnego planu awaryjnego na wypadek, gdyby egzaminów nie dało się przeprowadzić w tradycyjnym stylu. Widocznie trzeba być niedowiarkiem, aby myśleć o alternatywie dla stacjonarnych egzaminów. A ponieważ w otoczeniu ministra nie ma niedowiarków, nikt nie zadaje sobie pytania, co zaoferujemy młodzieży, gdy przeprowadzenie matury w maju będzie niemożliwe. Czy powiemy, że Czarnek dzwoni do Pana Boga i prosi o cud?
Czytaj też: Nauczanie hybrydowe. Kiedy będziemy gotowi?
A jeśli egzaminów nie będzie?
W mojej szkole co roku już w lutym dyrekcja ogłasza plan organizacji matury. Każdy nauczyciel wie wcześniej, kiedy i w jakich komisjach będzie pracował. Można sobie ułożyć życie. W tym roku, a piszę te słowa w drugiej połowie marca, nie ma jeszcze żadnego planu. Jednak nikt się temu nie dziwi, bo każdy rozumie, że dyrekcja nie chce pracować na próżno. A jest bardzo prawdopodobne – w szkołach pracuje wielu niedowiarków – że matura nie odbędzie się w maju, bo będzie to niemożliwe z powodu pandemii.