Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Zróbmy sobie in vitro. Samorząd wspiera, centrala blokuje

Jak wygląda dostęp do in vitro w Polsce? Jak wygląda dostęp do in vitro w Polsce? Bich Ngoc Le / Unsplash
Kraków i Kielce też będą finansować zabiegi in vitro. Od dziewięciu lat swój program prowadzi Częstochowa, która nie oglądając się na PiS, jako pierwsza zaczęła pomagać bezdzietnym parom.

Metoda zapłodnienia pozaustrojowego, która pomogła sprowadzić na świat 8 mln dzieci, ma już ponad 40 lat. Przez kolejne dekady in vitro stało się powszechne, akceptowalne i skuteczne. Choć do Polski zawitało pod koniec lat 80., ze względu na koszty długo było dostępne tylko dla wybranych. Datą nowego otwarcia był 2013 r., kiedy rząd PO-PSL wprowadził narodowy program refundacji in vitro. Dzięki niemu urodziło się blisko 22 tys. dzieci.

Samorządy wzięły sprawy w swoje ręce

PiS postanowił historię zawrócić, choć Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii szacuje, że w kraju jest blisko 1,5 mln par, które nie mogą mieć dzieci – to ok. 20 proc. osób w wieku reprodukcyjnym.

Partia Kaczyńskiego zdecydowała o przerwaniu refundacji in vitro w połowie 2016 r. Wprowadzony w zamian „Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce” był tańszy, kosztował w sumie ponad 98 mln zł (opcję PO-PSL wyceniono na 244 mln zł rozłożone na pięć lat), ale nie zdał egzaminu. Poza funkcją diagnostyczną nie rozwiązywał problemu bezdzietności. Ministerstwo zresztą później przyznało, że „program nie zakłada zwiększenia liczby urodzeń, tylko poprawę diagnostyki i leczenia”. Można mu przypisać 294 ciąże – precyzyjnych danych brak.

Gdy państwo odwróciło się od obywateli, a dodajmy, że nie z powodu braku pieniędzy, a narzucenia społeczeństwu własnego gorsetu moralnego, część samorządów wzięła sprawy w swoje ręce. Na refundację mogą liczyć pary w województwach mazowieckim i lubuskim.

Reklama