Wśród nauczycieli pomoc odbierana jest często jako atak. Więc kiedy łódzki okręg ZNP zaproponował telefon do psychologa (działa od początku kwietnia), reakcje był zwykle takie: „Najwidoczniej mają nas za głupich”. Związkowcy mogą udzielać pomocy prawnej w walce z niesprawiedliwym pracodawcą, ale nie psychologicznej. „Niech nam załatwią podwyżki”. Telefon do psychologa jakoś nie kojarzy się z działalnością związkową.
Oferowanie pomocy nauczycielom to proszenie się o kłopoty. – Jakiś gówniarz – mówił kolega – ma mnie uczyć, jak mam żyć? Odpowiedziałem, że podobno zatrudniono psycholożkę. – No to jeszcze gorzej! To pewnie gówniara jakaś jest. Jako związkowiec czułem, że muszę bronić ZNP. Proszę was – mówiłem – może to nie jest zły pomysł. Dajcie psycholożce szansę. Chociaż jako belfer dobrze wiem, że pomaganie nauczycielom to bardzo ciężki kawałek chleba. Trzeba mieć nerwy ze stali i skórę nosorożca. Czy psycholożka wie, na co się porywa?
Psycholog czy pół litra?
U nas opieka zdrowotna wygląda tak, że prędzej człowiek zniesie jajko, niż doczeka się pomocy od właściwej instytucji. Kiedy miałem pilną potrzebę poradzenia się psychologa, może nawet psychiatry, dowiedziałem się, że w tym tygodniu nie ma szans. W przyszłym też nie. W ogóle ten miesiąc odpada. Nie ma wolnych terminów w tym kwartale. Wpiszę pana za pół roku… Zamiast czekać pół roku, wolałem wypić pół litra. Miałem wrażenie, że mi przeszło. W ogóle w naszym zawodzie, jak w każdym zawodzie, gdzie trzeba pomagać innym, ludzie sporo piją, a teraz pewnie pić będą jeszcze więcej, no bo jakoś trzeba te frustracje rozładować.
Związkowcy z ZNP dobrze wiedzą, co się będzie działo po powrocie nauczycieli do szkół.