Wynik badania mówiący o nieodwracalnych wadach płodu to tylko przypuszczenie. Dopiero poród zweryfikuje, czy np. dzięki modlitwie nie nastąpił cud uzdrowienia, w ostateczności cud pomyłki lekarskiej. A każda kobieta w Polsce ma prawo doświadczyć takiego cudu. Nie uda się? Widocznie modlitwa nie była wystarczająco gorliwa.
Tak z grubsza brzmi argumentacja entuzjastów tzw. wyroku Trybunału Konstytucyjnego, wyłączającego uszkodzenia płodu jako warunek legalnej aborcji. Pod podobną argumentacją podpisywał się nawet rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. Każde istnienie ludzkie ma prawo do życia, a każdy wytwór powstały z ludzkich komórek rozrodczych powinien spowodować, że ręce lekarzy odsuną się od brzucha, a nawet od ciężarnej w ogóle.
Na ratunek zdrowemu dziecku
Argumentację można uznać za spójną do momentu, gdy nie okaże się, że w brzuchu kobiety rozwijają się dwa płody, jeden zdrowy, drugi uszkodzony, bez szans na przeżycie, a pozostawienie ciąży swojemu biegowi oznacza śmierć dla pierwszego z nich. Co wówczas robić w świetle wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej?
Takie pytanie już na początku roku zadał resortom sprawiedliwości i zdrowia senator Krzysztof Brejza. Po serii uników, wykręcania się brakiem podpisu elektronicznego i pewności, że nikt się pod senatora nie podszywa, a potem zapewnień, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest od interpretowania prawa i że można je sobie samemu tłumaczyć, doczytawszy w naukowych opracowaniach – w końcu nadeszła odpowiedź.